#1 2008-08-11 14:47:34

Caislohen

Grafomańska dusza

12045095
Skąd: Moriand
Zarejestrowany: 2008-04-20
Posty: 329
Punktów :   

Pojedynek na miecze [praca grupowa]

Tu wstawiamy swoje teksty ćwiczebne do wyzwania, o którym możecie się dowiedzieć TUTAJ.

PS Na temat tekstów można dyskutować TU.

Tutaj wszelkie posty nie będące tekstem realizującym wyzwanie - będą przenoszone do odpowiedniego tematu.


Jeśli coś jest niejasnego, chcesz o coś zapytać - dowiedzieć dlaczego się przyczepiłem - pisz.


A'iere! Elenia Nu Lauriel || Lauriel Ainia Nu viel

Offline

 

#2 2008-08-13 16:09:39

Meheal Vermos

Tutejszy

Skąd: Cesarstwo Apokalipsy
Zarejestrowany: 2008-07-02
Posty: 122
Punktów :   

Re: Pojedynek na miecze [praca grupowa]

Co mnie tu ciągnęło? Co mnie podkusiło? Za dużo wypiłem. Nawąchałem się czegoś – myślał Skyleg (Skajleg), miażdżąc w dłoni rękojeść swego półtoraka. Wzrok z uporem wlepiał w kamienną posadzkę centralnego placu miasta. Idealnie widział wszelkie żyłki w kamieniu, wygładzonym i obrobionym w górskich kopalniach za murami miasta. Za murami Valtabadu, ostatniego bastionu cywilizowanego świata.
Pamiętał jak zaczął się ten koszmar. Pamiętał jak sam wydał na siebie wyrok śmierci. Spojrzał w oczy chodzącego w kółko Ithilusa, którego czubek miecza zataczał w powietrzu delikatne kręgi. Pamiętał.

* * *

Skyleg ręką trącił drzwi karczmy i przekroczył próg. Za nim podążał jego przyrodni brat. Nagle obydwaj stanęli jak wryci. Słyszeli odgłosy bójki, jednak nie spodziewali się prawdziwej wojny. Blisko trzydzieści spitych od cna osób okładało się po pyskach, rzucało po stołach wywracając je. Brat położył mu dłoń na ramieniu.
- Mortiron – powiedział i przełknął ślinę. – Chyba czas wyjść.
- Tam! Brać ich! Bijcie chłopcy! – wydarł się gruby, spocony, upity elf.
- Anarvius, spieprzamy – zdążył powiedzieć Skyleg, gdy dopadła do nich czwórka niskich, brzydkich elfów. Wcale nie najgorszych przedstawicieli swej parszywej rasy.
Błysnął miecz. Mortiron Skyleg szybkim ruchem ciął obydwu napastników przez brzuch. Ochlapała go krew. Rękawem starł posokę z oczu i ruszył dalej. Nikt nie mógł mu pochlapać nowego odświętnego stroju. Nikt nie miał takiego prawa. Absolutnie nikt. Schował miecz w pochwie i uderzył pięścią w łeb zdziadziałego elfa o długiej siwej brodzie. Staruch zachwiał się. Jego cios przeciął powietrze tuż przed nosem Mortirona. Skuleg zareagował. Kopnął wroga szpicem buta, nieco poniżej pępka. Staruch położył się na ziemię, zacharczał i zaczął rzygać krwią.
Mortiron tymczasem dusił amatora końskich zalotów, któremu w głowie zamiast bójki, był gwałt na jednej z dziewek służebnych. Mortiron skręcając mu kark patrzył na odsłonięte piersi zgrabnej dziewczyny. Miał ochotę oblizać usta językiem, gdy dostał mocno w głowę. Jakiś młody elf z garbem, niedbale próbował wydrapać mu oczy. Zamiast tego podrapał go nieźle, połamanymi pazurami, aż do krwi. Mortiron uderzył na oślep. Krzyknął, gdy trafił w stół. Zasłonił niedbale twarz i czekał na cios. Zamiast niego usłyszał charczenie. Przez krew zobaczył jak Anarvius przebija garbusa, który kwiląc opadł na podłogę.
- Mortiron, uciekaj! Osłaniam cię!
Nie posłuchał. Nie zdążył.
Na zbliżającą się klingę miecza zareagował unikiem i natychmiastowym ciosem. W serce, klatkę piersiową. Napastnik upadł na podłogę, chwytając się w trafione miejsce. Po chwili umarł.
Jednak Mortiron nie próżnował. Chwycił następnego młodego elfa i tłuk jego łbem o stół, do chwili, aż ten nie znieruchomiał. Później zajął się paroma następnymi. Aż w końcu poczuł na własnej skórze, co to znaczy cofająca się masa mężczyzn. Dziesięciu chłopów z cechu kowali postąpiło parę kroków w tył. Mortiron starł następne krople krwi z twarzy i spojrzał. I zaklął.
Ithilus.
- Hola, hola panowie, co się tutaj stało? – zapytał złudnie spokojnie.
- Elfy wszczęły burdę! – warknął kowal Verloth, ten który naprawiał mecz bratu Mortirona. – Ciągle nie mogą ludziom wybaczyć pogromu spod Thained.
Elfy nadęły się.
- Skurwysyny. Ludzie parszywe, chędożone skurwyjeby…
- Milcz, gównojadzie! – warknął Ithilus i trzasnął go w twarz.
Elf zachwiał się, lecz nie oddał. Zadowolił się milczeniem.
- A wy kretyny – warknął patrząc na kowali.
- Sam żeś kretyn – przerwał mu Anarvius.
Żołądek Mortirona zrobił salto, zatańczył na boki i podskoczył do góry, z jelit robiąc sobie skakankę. Ithilus podszedł do młodzika i zamachnął się na niego zdjętą rękawicą. Tuż przed twarzą Anarviusa cios zatrzymał się.
Ithilus wbił wzrok w twarz miażdżącego mu nadgarstek Mortirona.
- Który z was?
- Ja – wtrącił się w słowo Anarviusowi Mortiron. Brat już chciał coś powiedzieć, jednak zrezygnował czując stopę Skylega na własnej.
- Za piętnaście minut przy wodotrysku – powiedział wysoki Sunnita, najlepszy szermierz w mieście i wyszedł, rozcierając nadgarstek.
Mortiron westchnął głośno, czując klepnięcia współczujących kowali. Przyrzekł sobie, że jak wróci do domu to spierze gówniarza.

* * *

Jednak pierwszo trzeba do tego domu wrócić.
A biorąc pod uwagę moje obecne położenie, jest to nieco trudne – pomyślał Mortiron i wstał z klęczek.
Ithilus spojrzał na wroga z pogardą.
- Pomodlił się do wszystkich bogów o ratunek?
- Święty Luvirusie – szepnął sam do siebie. – Chroń mnie.
Ugiął nogi, chwycił miecz w obie ręce i zastygł w tej pozycji. Ithilus parsknął śmiechem, unosząc dłoń na znak dla wszystkich gapiów wokół. Odsunęli się o parę metrów. Wtedy Sunnita nie przyjął bojowej pozycji, lecz z twarzą przypominającą stalową maskę zaczął zbliżać się do Mortirona.
Skyleg czekał.
Gdy Ithilus zbliżył się, Mortiron uderzył.
Powietrze zawirowało od szczęku stali. Skyleg pchnął sunnitę w ramię. Ithilus zasłaniając się fantastyczną paradą odskoczył i ciął w szyję. Czubek miecza o włos minął podbródek jego wroga. Skyleg odskoczył i zamarkował cios w pierś, skręcił i ciął w kolano. Ithilus zablokował i pchnął w odpowiedzi.
Sprawdzali się.
Ithilus rozpoczął serię szybkich pchnięć, ciosów, które Mortiron ledwie co nadążał blokować. Stękał, czując przejmujący ból przy każdym uderzeniu wrogiego miecza. Lekkiego, pozbawionego ozdób miecza gwardii świątynnej.
Czarny płaszcz Sunnity zafurkotał, gdy ten cofnął się i uśmiechnął pogardliwie.
- Całkiem dobrze machasz mieczem – powiedział. – Było sobie marnować życie? Może trafiłbyś do sunnitów, może nie. Ale teraz już się o tym nie przekonasz.
Skyleg warknął. I rzucił się na wroga, pomimo że wiedział, iż o to tylko mu chodziło.
Cios, parada, pchnięcie, blok, blok, parada i cios, blok, palestra, blok, blok, pchnięcie, palestra, parada, półpiruet, parada, cięcie w szyję, odskok, patinado i blok. Wypluł z ust pot i flegmę. Starł z czoła, nim zdąży napłynąć do warg i ruszył biegiem na przeciwnika.
Zaryzykował piruet. Poczuł ból.
Trafił mnie.
Krew kapała spod przeciętej kurtki, Mortiron chwycił się za dół łopatki cofnął charcząc głośno. Ithilus spojrzał na niego z politowaniem.
- Rycerzyka boli? Było braciszka ratować? Wtedy przynajmniej on by umierał nie ty.
Mortiron zacisnął zęby przypominając sobie jednego z Dewicjan. Co mu tak długo wpajał? Przypomnij sobie, przypomnij! Pchnięcie, skok, blok i…
Nabierasz rozpędu, gdy przyjmujesz blok. On cię rozpędza. Obracasz mieczem w powietrzu,  przejmując jego siłę. Rozumiesz? – mówił Ermendus.
Nigdy nie potrafił zrozumieć, a co gorsza wykonać.
Dziś zrozumiał.
Skoczył przed siebie z rykiem, który w oczach Ithilusa zasiał strach. Ciął go mocno w gardło, tamten zrobił unik. W odpowiedzi zaatakował Mortirona z boku. Mocnym ciosem na wysokości oczu. Brązowe długie włosy Skylega zafalowały, gdy ten zatrzymał cios przeciwnika i z rozpędu który mu to dało, ciął wroga przez gardło.
Nigdy wcześniej nie cieszył się tak, czując w ustach smak cudzej krwi…

Ostatnio edytowany przez Meheal Vermos (2008-08-13 16:14:17)


"Człowiek to upiększony obraz kłamstw i negatywnych uczuć" - Archanioł Deireval Cean

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plmaltańczyk miniaturka waga zaproszenia-na-komunie-wzory.eu Serwis mitsubishi Warszawa