Hewito

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

#1 2008-05-15 16:37:27

Testudos

Obywatel

Zarejestrowany: 2008-05-13
Posty: 59
Punktów :   

Oblężenie

Tekst rzeźnia, usiany błędami, stary, pisany z fanatycznym zapałem...
Ale może komuś się podoba?



Kesh spoglądał przez otwór strzelniczy w baszcie. W polu widzenia rozciągał się jednolity, trawiasty teren. Spokojną zieleń mąciła czerwono-czarna armia. Gromada liczyła pewnie i tysiąc istot. A zamek, w którym stacjonował Kesh, miał dwudziestu dwóch obrońców. Na młodzieńczej twarzy mężczyzny pojawił się krzywy uśmiech.
    - Damy radę - powiedział Oste, siwowłosy weteran wielu bitew, klepiąc towarzysza w ramię.
    - Może.
Kesh poprawił skórzany pasek, na którym trzymał się jego karabin i przerzucił go przez ramię. Mechanicznie sprawdził mocowania bagnetu.
    - Idę. Zaraz tu wrócę.
    - Się wie...
Strzelec zbiegł po schodkach wieży, uważając, żeby nie uszkodzić broni.
"Świetne te rzeczy...", myślał Kesh, "a ci Derroni to bardzo mili goście..."
Chłopak z każdą godziną nabierał coraz więcej szacunku do tej mieszkającej w podziemiach rasy karłów. Działo się to za sprawą tego, że grupa Derronów, eskortująca jakąś ważną osobistość, jarla bodajże, zawitała do zameczku z prośbą o azyl. Byli po ciężkim starciu, stracili wielu ludzi. Zabawili w dworku przez tydzień, ucząc przez ten czas obrońców obsługi broni palnej. Gdy orszak opuszczał umocnienia, pozostawił ludziom trochę broni i amunicji, należącej do zabitych podczas potyczki.
I teraz, kilkanaście dni po wyjeździe Derronów, nadejdzie czas, żeby to uzbrojenie przetestować. Bo właśnie w kierunku zamku zmierzała spora armia demonów, Fryginów i Tetnuków.
Kesh wszedł na basztę nadbramną, znajdującą się dokładnie nad wrotami. Stojących tutaj czterech żołnierzy chroniły tylko blanki. Dwóch trzymało takie karabiny jak przybyły strzelec, a pozostali stacjonowali przy moździerzu - prostej broni miotającej pociski wybuchające. Dodatkowo wojownicy mieli skrzynię bomb i granatów.
    - Wszystko w porządku? - zapytał chłopak.
Trójka zbrojnych przytaknęła, czwarty mruknął:
    - Zmierza ku nam bity tysiąc luda, a wszystko ma być w porządku?
Młody strzelec wzruszył ramionami.
    - Spiszcie się dobrze - rzucił i spojrzał na skrzynię granatów. - Wezmę dwa.
    - Bierz - machnął ręką jeden z żołnierzy.
Kesh wziął dwa granaty. Były to czarne kule wielkości pięści z przymocowanym doń kółeczkiem i zaczepem. Od obręczy odbiegał wąski, metalowy pasek mający dwa cale długości, ale tylko czwarta część z tego wystawała poza pocisk. Reszta znikała w głębi kuli.
A czemu to służyło? No właśnie. Po szarpnięciu za kółeczko, metalowy drucik z wielką prędkością opuszczał pocisk i przeciętnie po pięciu uderzeniach serca granat wybuchał. Kesh nie wiedział jak to dokładnie działa, ale miał zamiar wkrótce się dowiedzieć.
    - Dzięki - rzucił tylko i wbiegł na wieżę, przyczepiając granaty do pasa opasującego kolczugę.
Ładunki wybuchowe znalazły się między mieczem, a ciężką sakiewką z nabojami.
    - Jak tam? - spytał Oste, gdy chłopak wbiegł na wieżę.
    - Dobrze...
    - Raczej nie - rzekł kwaśno weteran, wskazując pomarszczonym, kościstym palcem nadchodzącą armię.
    - Spokojnie... Mamy pewnie jeszcze godzinę...
Oste wzruszył ramionami.
    - Damy radę - rzucił tylko i oparł się o ścianę.
Zaczęło się żmudne oczekiwanie na nieuniknione. A co mieli robić? Broń przygotowana, czego chcieć jeszcze...?
Po kilkudziesięciu minutach któryś z obrońców zadął w róg.
    - Już? - zdziwił się Oste. - Bez żadnych przygotowań?!
    - Nie gadaj, wal!
Kesh zerwał się na nogi i zbliżył do otworu strzelniczego.
Armia rzeczywiście była dość duża. I znajdowała się na odległość strzału od nich. W jej skład wchodziły demony, różniące się kształtami między sobą. Jednak kilka rzeczy miały wspólnych. Były wielkie. To po pierwsze. Ich skóra była gładka, pokryta jakimś śluzem. Przeważnie miała kolor niebieskofioletowy. To po drugie. W większości składały się z zębów. To po trzecie.
Jeśli trzeba pokrótce opisać demona, można rzecz: skrzyżowanie kaszalota z człowiekiem. Do tego jeszcze domieszka pokracznej i plugawej magii.
Największy z obecnych tutaj miał ponad osiem jardów wzrostu i olbrzymi, kwadratowy łeb. W pysku znajdowały się setki zębów. Muskularne ramiona wieńczyły pazurzaste dłonie zaciśnięte na olbrzymim młocie i toporze. Nogi jak kłody ciężko stąpały po ziemi. W połyskliwych, fioletowych ślepiach płonął ognik demonicznej inteligencji. Ciało wielkoluda pokrywał pancerz składający się z naprawdę wielu rzeczy. Można było wyróżnić fragmenty dawnych zbrój, cielska skorupiaków, fragmenty zatopionych okrętów, płótna żaglowe, jak i kości, mech oraz kamienie.
Wracając jednak do armii. Trzon stanowili Tetnukowie, istoty przypominające ludzi. Byli jednak niżsi o dobrą stopę. Muskularne, często garbate lub zniekształcone, ciała okrywali prostymi zbrojami, skórami bądź futrami. Nie znali się za dobrze na garbarstwie, toteż nad armią unosił się straszliwy odór gnijącego mięsa. Stwory dzierżyły różną broń, głównie maczugi, topory i łuki.
Obok nich stali jeszcze Frygini. Zgarbione istoty, wysokie jak dwóch ludzi stojących na sobie. Ich skórę koloru zgniłych wodorostów pokrywały brodawki i wrzody. Z kanciastych, przypominających psie pyski kapała ślina. Bestie wyglądały na wyjątkowo silne. Dzierżyły maczugi, a chroniły ich strzępki skór i futer.
Kesh oparł kolbę karabinu o bark i wystrzelił. Kula rozszarpała czaszkę któregoś z Tetnuków. Młody strzelec pociągnął za obręcz otaczającą spust. Pierścień połączony był z dość długą dźwignią umieszczoną pod karabinem. Szarpnięcie spowodowało usunięcie łuski pocisku i wtłoczenie nowego naboju do komory. Chłopak posłał w armię kolejną kulę. Kolejny Tetnuk padł na ziemię.
Rozgorzała bitwa.
Moździerzowy pocisk uderzył w środek armii i eksplodował, rozszarpując przynajmniej tuzin wrogów. Obrońcy zaczęli strzelać. Kule zbierały śmiertelne żniwo wśród wrogów.
Jednak najeźdźcy także uderzyli. Na zamek posypały się strzały i ciskane kamienie. Potwory bez broni dystansowej ruszyły do ataku. Wśród nich były i demony.
Kesh strzelał jak szalony. Strzał. Śmierć. Strzał. Śmierć. Strzał...
Zabrakło kul. Chłopak zaklął, oparł kolbę karabinu o stopę i zaczął wkładać naboje do podłużnej rurki pod lufą, to jest, magazynku. Kilka sekund później pociągnął za dźwignię, wsparł broń na ramieniu i wystrzelił po raz kolejny. W uszach rozbrzmiewały mu odgłosy wystrzałów i huki eksplozji.
    - Uwaga! - ryknął Oste.
Kesh miał dosłownie moment, żeby zobaczyć o co chodziło. Wielki demon zatrzymał się wpół drogi do fortecy i uniósł do góry skrzyżowane bronie. Na żeleźcach młota i topora zbierały się płomienie. Młodzik gorączkowo wycelował i strzelił. Pocisk odbił się od prymitywnego pancerza stwora.
    - Szlag...
Dźwignia poszła w ruch, łuska upadła na ziemię.
    - O nie... - Oste zastygł z karabinem wzniesionym do strzału.
Kesh spojrzał na demona. Potwór zamachnął się zza pleców obydwiema brońmi, jakby nakazywał armii atak. Wokół obuchów płonął ogień. I właśnie te kule płomieni oderwały się od żeleźców i pomknęły w kierunku zamku.
    - Wiej! - krzyknął Kesh i ruszył biegiem w dół schodów. Gdy był w połowie drogi tuż nad jego głową miała miejsce eksplozja. Rozerwało ścianę baszty na strzępy, w dół sypały się cegły. Chłopak biegł, ścigany lawiną materiałów budowlanych. Wybiegł na mury i obejrzał się. Właśnie wtedy połowa wieżyczki zwaliła się na dziedziniec.
    - Wycofują się! - krzyknął któryś z obrońców.
Rzeczywiście. Armia uciekała. No, nie tyle co uciekała, a wykonywała odwrót, ścigana kulami obrońców. W końcu stanęła poza zasięgiem ognia. Do Kesha podszedł Jarvik, wysoki mężczyzna ubrany w prosty, skórzany kaftan.
    - Nadib nie żyje - oznajmił.
Chłopak spojrzał na ruiny. Spomiędzy gruzów wystawała zmasakrowana ręka.
    - Oste także... - rzekł ponuro Kesh, schodząc z murów.
Do rozmawiających dobiegł Asse, tęgi chłop postury kowala.
    - Judpow umiera - rzekł ponuro.
Młodzieniec westchnął.
    - Pochowajcie zmarłych - mruknął tylko i wyjrzał za blanki.
Droga prowadząca do wrót zamku była zasłana trupami i rozorana lejami po wybuchach bomb. Kesh oszacował liczbę zabitych przeciwników na mniej więcej trzystu. Wśród nich leżały dwa cielska demonów.
    - Chyba ścinają drzewa na tarany, prawda? - zapytał Asse, stając obok strzelca.
    - Najwyraźniej - przytaknął chłopak, wpatrując się we wrogą armię, która rozbiła obóz w oddalonym o jakąś mile lesie.
    - Został nam tylko tuzin pocisków.
Kesh spojrzał na Asse i uniósł brwi, nie wiedząc za bardzo o co chodzi.
    - Do moździerza - wyjaśnił siłacz.
    - Świetnie... - westchnął młodzik. - Judpow był u was?
    - Był - Asse starannie podkreślił to słowo.
Chłopak oparł się o blanki, wpatrując smętnie w dal.
    - Zajmę jego miejsce...
Kesh oparł się o blanki, westchnął głośno i zabrał się za czyszczenie lufy karabinu.

Żołnierze mieli cały dzień  na przygotowanie się. Na murach poukładano pęki włóczni oraz stosy kamieni do ciskania w atakujących.
Potwory zaatakowały w nocy. Kesha, śpiącego w koszarach wyrwał ze snu dźwięk rogu. Chłopak chwycił karabin i ruszył biegiem na umocnienia.
Nie minęło pół minuty, a już stał na murach. Asse miał tam wartę.
    - Co jest? - zapytał Kesh.
    - Jak myślisz? - warknął mężczyzna. - Atakują!
Jakby na potwierdzenie tych słów, głaz wielkości torsu dorosłego człowieka uderzył w mury.
    - Mają katapulty?! - krzyknął zdziwiony chłopak, celując w nieprzeniknioną ciemność.
    - Gdzie oni są?! - wrzasnął Asse i wystrzelił w mrok.
Rozległ się pełen bólu jęk.
    - To mi się nie podoba... - jęknął trzeci żołnierz, zajmując stanowisko.
    - Prawda. Ta ciemność nie jest naturalna... - rzekł Kesh, chwytając jedno z łuczyw oświetlających mury.
Rzucił je przed siebie. I... Zniknęło. Pochodnia najzwyczajniej wpadła w ciemność, jak kamień czy strzała, nie rozświetlając go.
    - To mi się nie podoba. - Asse wzdrygnął się.
    - Zważywszy na to, że ta przeklęta ściana ciemności jest kilkanaście jardów przed nami... - mruknął chłopak, rozglądając się gorączkowo. - Dobrze, że nie strzelają.
    - Mam nadzieję, że ta banda nic nie widzi w tym mroku.
Zapadła chwila ciszy. Siłacz zamrugał kilkakrotnie i powiedział:
    - Cholera... Słyszycie to, co ja...?
Słyszeli. Tupot setek nóg.
    - O nie... - jęknął jeden z żołnierzy na bramie, wskazując palcem w górę.
Kilkanaście głazów leciało na umocnienia.
    - Kryć się...! - ryknął Kesh i skoczył do przodu.
Oparł się o blanki, przyciskając karabin do piersi.
Głazy tłukły w mury. Dwa pociski uderzyły o bramę, która zajęczała głośno.
    - Cholera...! Jasna...! - Asse doczołgał się do moździerza. - Walić w nich?!
Kesh zaryzykował spojrzenie poza mury. Z zasłony zaczęły się wyłaniać grupki Fryginów dźwigających tarany - najzwyklejsze kłody. Ataki katapult ustały, ale z nieba zaczął spadać deszcz strzał.
    - Wal dalej! Tam, gdzie powinni być łucznicy! - krzyknął chłopak, wychylając się zza blank i pakując kulę w czerep jednego z Fryginów.
Zaraz potem odbezpieczył granat i cisnął go pod stopy bestii dźwigających jedną z kłód. Pocisk eksplodował z hukiem, posyłając poszarpane ciała stworów na boki.
Asse wystrzelił. Bomba pomknęła w mrok i wybuchła gdzieś w oddali. Dało się słyszeć przeciągły ryk jakiegoś umierającego stworzenia. Deszcz strzał ustał.
    - Tak trzymaj! - ryknął Kesh i wychylił się zza blanek.
Strzelił raz. Potem drugi. Trzeci. Kule przecinały powietrze, zbierając krwawe żniwo. Jednak szybko amunicja skończyła się. Chłopak mruknął coś niewyraźnie i zabrał się za umieszczanie nabojów w magazynku. Jednak, mimo strzałów obrońców, jedna grupka z taranem przedostała się pod bramy. Ciężka belka jęła tłuc we wrota. Jakiś nadgorliwy żołnierz cisnął pod nogi potworów rozbijających wierzeje granat, który eksplodował.
Kłoda rozsypała się na kilkanaście szczap. Wybuch rozszarpał Fryginów. Ale także uszkodzona została brama. Ba. Uszkodzona. Zniszczona. Eksplozja wyrwała całe jedno skrzydło wrót wraz z kawałkami murów. Drugie pękło w połowie.
    - Strzelać! - krzyknął Kesh, wstając.
Z ciemności wybiegła reszta armii. Tetnukowie oraz niedobitki Fryginów. Stwory prędko pokonały odległość dzielącą je do murów i wpadły na dziedziniec.
    - O nie - warknął Asse. - Zamku ja im, kurwa, nie dam!
Siłacz dobył miecza i z nim w prawej ręce, a z karabinem w drugiej ruszył na schody, prowadzące na mur. Wspinali się na nie Tetnukowie. Rozległ się strzał i pierwszy z potworów spadł z wysokości jarda na ziemię, trzymając się za przestrzelony brzuch. Wojownik wbiegł na pierwsze stopnie, ciął mieczem nadchodzącą kreaturę, a kolejną przebił bagnetem zamontowanym na karabinie.
Kesh zaklął cicho i prawie nie celując wypalił w kierunku następnego Tetnuka. Czaszka pękła jak gliniany dzban.
Asse walczył dzielnie, wspierany przez młodego strzelca. Jednak żaden poeta zapewne nie opisał by jego starań, albowiem ta walka w żadnym stopniu nie była szlachetna ani uczciwa. Wojownik wykorzystywał masę brudnych i wrednych sztuczek. Jednemu z atakujący splunął w oko, po czym poderżnął mu gardło mieczem, innego kopnął w krocze i zepchnął ze schodów na dziedziniec, kolejnemu przebił bagnetem stopę i rzucił trafionym w atakujących. Innemu strzaskał nos ciosem głowy.
Cóż, może nie było to zbyt szlachetne, ale skuteczne jak diabli. Na dziedzińcu przy schodach leżeli Tetnukowie z powybijanymi oczyma, przekłutymi kolanami, wykręconymi kończynami, czy powybijanymi zębami i połamanymi nosami. W końcu bestie zorientowały się, że tu się nie dostaną i odpuściły. Asse i Kesh byli bezpieczni.
Ale nie spoczęli na laurach, o nie! Natychmiast w ruch ruszyły karabiny i dwójka towarzyszy pruła we wrogów. W końcu Tetnukowie dali za wygraną i uciekli, ścigani przekleństwami, kulami, kamieniami i oszczepami.
Obrońcy zwyciężyli.
    - Dobra walka - zauważył Asse, przechadzając się po dziedzińcu i dobijając ranne stwory, którym nie udało się uciec.
    - Ale czym okupiona? - rozłożył ręce Kesh.
    - Nie wiem... - westchnął wojownik i krzyknął: - Raz!
Gdzieś z oddali fortu ktoś zawołał:
    - Dwa!
    - Trzy! - To był Kesh.
I tak dalej, i tak dalej. Odliczanie zakończyło się przy dziesięciu.
    - Pięknie - warknął chłopak. - Zginęło dziewięciu.
    - Więc zbierz resztę, pozbieraj amunicję i broń zabitych. Ja się zajmę naprawą bramy...
Kesh mruknął coś, niezadowolony na to, że jego towarzysz jest aż tak niewrażliwy. Na wszystkie gwiazdy! Przecież właśnie giną jego towarzysze, z którymi zna się od miesięcy, jak nie od lat!
Chłopak zebrał wszystkich ocalałych. Zastali Asse wrzucającego ciała Tetnuków na miejsce dawnej bramy.
    - Co ty robisz? - zamrugał zdziwiony Kesh.
Wojownik cisnął kolejne zwłoki do rosnącego stosu.
    - Bramę - rzucił, obracając się. - No na co czekacie? Ruchy, ruchy!
W ciągu godziny zebrali wszystkie ciała i usypali z nich całkiem spory mur, który zasłonił całe wejście do dworku.
    - Teraz ruszać zady i na mury! - krzyknął Asse.
Wszyscy udali się na frontową cześć fortu. Siłacz wraz z Keshem i Jarvikiem zajęli miejsce na baszcie nadbramnej.
    - Jak tam moździerz? - spytał chłopak, opierając się o blanki.
    - Dwa pociski - westchnął Asse.
    - Granaty?
Jarvik pchnął w kierunku młodzika skrzynię z bombami. Zmiażdżył ją kamień, leżący teraz gdzieś na dziedzińcu. Kesh otworzył pudło. Większość ładunków była strzaskana, w kufrze przesypywał się proszek. Chłopak zauważył, że są tak naprawdę dwa - jeden jasnożółty, drugi czarny. Trzy granaty ocalały. Do tego trzeba było doliczyć jeden, który strzelec miał u pasa.
    - Jak myślicie, co oni chcą zyskać? - przerwał ciszę Asse.
    - Nie mam pojęcia... - rzucił Jarvik, zwijając się w kłębek.
    - Pewnie nie leży im w planach ten fort po drodze. - Wzruszył ramionami Kesh.
Asse zaśmiał się krótko.
    - Co ci? - spytał cicho Jarvik.
    - A nic. To znaczy, że się nas boją...!
    - No, powinni... - rzucił tylko chłopak. - Idę spać...
    - Potrzymam wartę... - rzekł Asse.
Młodzieniec podkurczył kolana i z karabinem spoczywającym na brzuchu zasnął...

    - O nie. To trzeba zobaczyć!
Kesh otworzył oczy, zbudzony krzykiem siłacza. Asse stał nad nim, z rękami wspartymi na biodrach. Taki sam jak zwykle. Wielki i silny. Na jego twarzy o topornych rysach malowało się szczere zdziwienie.
    - Nie spałeś całą noc? - zdziwił się chłopak.
    - Tak, ale nie o to chodzi. Patrz!
Gruby palec wskazywał ruinę naprzeciwko bramy. Była usłana trupami, jeszcze większą ilością niż po pierwszej potyczce. W oddali widniało kilka kraterów, usianych szczątkami gigantycznych demonów. Rozwiązała się tajemnica katapult. Najwyraźniej to te bestie ciskały kamienie.
Po pobojowisku przechadzały się kruki, zaciekawione świeżą padliną.
    - Zdaje mi się, że zostało ich może trzystu...
Rzeczywiście. Widniejący w oddali, przy lesie obóz uszczuplał przynajmniej o połowę. Były w nim tylko trzy masywne sylwetki demonów.
    - Nie mają szans - uśmiechnął się szeroko Asse.
    - Ano - przytaknął Kesh, przerzucając przez plecy drugi karabin po jakimś zmarłym żołnierzu.
    - Masz jeszcze ten - rzekł siłacz, podając swoją drugą, zdobyczną broń. - Jesteś lepszym strzelcem.
    - I niby jak ja to przeładuję? - skrzywił się chłopak.
Asse wparł dłonie na biodrach. Zastanowił się i po chwili dał młodemu strzelcowi czwarty karabin.
    - Ja to zrobię. - Wzruszył ramionami.
Kesh uśmiechnął się lekko i spojrzał w dal.
    - Czekamy? - spytał.
    - Taa...
I czekali. Asse przespał się w międzyczasie. Wiele godzin trwali na murach, spoglądając na obóz wroga.
Tak... Demony nie znały się na przeprowadzaniu oblężeń.
Cała horda ruszyła do ataku.
    - A mogli nas zagłodzić... - mruknął Asse.
Gdy tylko wróg znalazł się w zasięgu broni, padły strzały. Kesh tłukł jak opętany w największego demona. Kule odbijały się od jego pancerza, mimo że powinny przebić zbutwiałe drewno i pordzewiałą stał na wylot. Gigant wzniósł swoją broń, topór i młot, do góry. Skrzyżował ich trzonki.
    - O nie... - wyjąkał Kesh.
Wokół żeleźców zatańczyły płomienie. Olbrzymią gębę demona wykrzywił paskudny grymas.
Ogniste kule pomknęły w kierunku fortu. Jedna za drugą wyrżnęły w kamienny mur. Strzaskane kamienne bloki wyfrunęły w górę.
    - No nie... - jęknął Asse.
Kesh wcisnął mu w dłonie karabin z opróżnionym magazynkiem i sięgnął po drugą strzelbę. Teraz strzelał w Tetnuków, którzy dobyli krótkich luków. Siłacz odłożył przeładowana broń.
    - Strzel z moździerza w tego dużego! - krzyknął młodzik, precyzyjnie posyłając kulę w łeb któregoś z mniejszych stworów.
    - Sie wie! - Asse wymierzył i wrzucił bombę do stalowej rury.
Pocisk wyleciał z tuby z zadziwiającą prędkością. Wzniósł się w górę i powoli opadł ku ziemi.
Eksplodował prosto pod nogami olbrzyma. Cokolwiek chroniło go przed nabojami nie zadziałało na wybuch. Sfera płomieni rozszarpała cielsko na kilkanaście kawałków. Strzępy mięsa zasłały teren w promieniu kilkunastu kroków.
    - Pięknie! - krzyknął Kesh.
    - Tak, tak, strzelaj... - warknął Asse.
Tetnukowie zbliżali się w zastraszającym tempie do wyłomu w murze. W biegu zasypywali obrońców pociskami, choć strzały nie były zbyt celne.
W końcu dostali się na dziedziniec. Kesh oszacował ich liczbę na mniej więcej dwustu. Połowa rzuciła się na schody, a reszta ostrzeliwała obrońców. I tak trwała wymiana pocisków z odległości dziesięciu-piętnastu jardów. Na szczęście Tetnukowie nie byli zbyt dobrymi łucznikami, a żołnierze kryli się za stosami kamieni przyszykowanych do miotania. Jednak największy problem miał Asse. Stał na schodach. W jednej dłoni trzymał miecz, a drugą ręką podtrzymywał zwłoki Tetnuka i zasłaniał się nimi jak tarczą. Z trupa sterczała mniej więcej dwadzieścia strzał.
    - Cholera, uważaj! - wrzasnął Jarvik i rzucił się biegiem do przodu.
W Asse celował Tetnuk, akurat z tej strony, z której nie chronił go trup. Jarvik skoczył przed siebie i wpadł całą masą ciała na siłacza. Obydwaj runęli ze schodów w dół, szczęśliwie trafiając na kilku wrogów. Połamali im kości, ale dwójce żołnierzy chyba nic się nie stało.
Do czasu.
Podnieśli się na nogi, cali obolali. Dodatkowo Jarvik miał policzek rozcięty na wskutek niefortunnego trafienia na miecz, a Asse strzaskał torsem karabin towarzysza.
    - Świetnie... - mruknął Kesh.
Przerzucił trzy strzelby przez plecy i ruszył ku schodom, strzelając we wchodzących na mury. Kroczył powoli. Strzał. Strzał. Strzał. Lśniące łuski znaczyły jego drogę. Ale, cóż, nie był to dobry pomysł.
Odciągnął uwagę od Jarvika i Asse, ale skupił ją na sobie. Pomknęło ku niemu kilkanaście pocisków z łuków. Jedyne co udało mu się zrobić, to upaść. Wystarczyło. Strzały zaklekotały o blanki za nim. Kesh poderwał się. Jeden z karabinów zsunął mu się z ramienia, uderzył o kamień i poleciał dwanaście stóp w dół, aby roztrzaskać się o dziedziniec. Kesh chwycił kolejną broń i, cofając się, strzelał w wbiegających na mury. Uderzył krzyżem o blanki. Wzdrygnął się. Gdyby akurat nie trafił na kamienny ząb, runąłby w dół.
Wsparty o skałę strzelał. Amunicja szybko się skończyła.
Nie było czasu na przeładowanie. Byli za blisko.
Cisnął karabinem. Niewyważony, nieprzystosowany do ciskania, ale spełnił swoje zadanie. Bagnet wbił się głęboko w pierś Tetnuka, po czym klinga pękła, nadwerężona ciężarem broni.
Kesh sięgnął po miecz. Trafiony zwalił się na ziemię, ale pozostało jeszcze trzech przeciwników. napastnicy zaatakowali. Chłopak zgrabnie wyminął opadające topory i pałki i prześliznął się za wrogów. Jednego przebił mieczem na wysokości mostka, z drugiego ciął w kark. Trzeci zdążył się obrócić, ale Kesh dźgnął go kilkanaście razy. Tetnuk wyglądał niczym sito. Padł na ziemię, brocząc krwią...

    - Wpadliśmy - warknął Asse, kopiąc kolanem zbliżającego się wroga w brzuch,
Trzepnął go rękojeścią miecza w kark i odciął łeb ostrzem. Jarvik odbił opadający na niego topór i odrąbał dłonie jego posiadacza. Tetnuk zaskomlał dziko, ale jego cierpienia ukróciła klinga wbita w brzuch.
    - Ja nie wytrzymam - rzucił Jarvik i z wzniesionym mieczem ruszył w kierunku łuczników.
Prawda, posiekał może pół tuzina. Ale spust aż prosi, żeby go naciskać. Wojownika skosiła kula z karabinu. Ot, przypadkiem. Jarvik wypuścił broń, zacharczał i chwycił się za szyję. Krew bluzgała spomiędzy palców. Żołnierz runął na ziemię.
    - Cholera - mruknął Asse.
Złapał za łeb atakującego Tetnuka, trzasnął nim o mur i rzucił nieprzytomnym na kolejnych atakujących. Schylił się, unikając ciosu maczugi, złapał fragment lufy karabinu Jarvika i dźgnął. Bagnet ugodził prosto w krocze stwora, który zaskomlał cicho i zwalił się na ziemię. Asse nabił trzeciego przeciwnika na miecz, po czym złapał wolną dłonią za żuchwę kolejnego. Kopnął go, mocno trzymając szczękę w dłoniach. Trzasnęły kości i Tetnuk jakby sflaczał. Potężna pięść nadal zaciskała się na żuchwie. Asse puścił ją i przebił upadającego na wylot. Wojownik rozejrzał się. Nikt ku niemu nie zmierzał.
    - Który!? Który następny?! - krzyknął.
Zgłosili się łucznicy. Kilku z nich wymierzyło w niego.
    - O nie...
Asse puścił się biegiem. Strzały uderzyły w kamienny mur.
    - Ożeż...
Siłacz biegał po całym dziedzińcu. Czekał, aż ktoś wystrzeli tych przeklętych łuczników. Kilkakrotnie prawie go zabili - strzały otarły się o jago kolczugę.
I nagle wszystko się skończyło. Asse stanął w miejscu. Koniec. Dokładnie. Wszyscy na dziedzińcu leżeli martwi, z Jarvikiem włącznie. Obrońcy wznieśli tryumfalny okrzyk.

Kesh spojrzał na pobojowisko. Wszędzie leżały trupy. Okrwawione, poszarpane zwłoki. Żołnierzy przeżyło może trzech... Nie, czterech! Asse już machał ręką do młodzika. Kesh uśmiechnął się słabo, przewieszając przez ramię karabin. Z jego lufy nadal się dymiło.
    - Co teraz? - Wojownik uniósł brwi, wspinając się na schody.
    - Nie mam pojęcia...


Cholera. Napiszę to od nowa ]:->

Ostatnio edytowany przez Testudos (2008-05-15 16:38:35)


Jesteśmy Gwardią Imperialną, Młotem Imperatora, rzeszą wiernych mu ludzi, potężną siłą, mocą degradującą planety do postaci kilku atomów... A, chcecie się bić? Tam są Space Marines, pogadajcie z nimi... Okej? Tak? Dobrze?

Offline

 

#2 2008-05-19 11:40:26

edgar 20

Strażnik

8443190
Zarejestrowany: 2008-04-20
Posty: 164
Punktów :   

Re: Oblężenie

Eh no nie chcę mi się krytykować, sądzę że to opowiadanie jest całkiem niezłe nie rewelacyjne ani dobre- po prostu niezłe takie średnie. Trochę się nudziłem przy czytaniu ale przeczytałem. Jakbym miał porównać twoje opowiadanie do jakiegoś filmu to byłaby to pewnie jakaś bezsensowna nawalanka w stylu Rambo , opowiadanie twego dzieła nic z sobą nie niesie, zero refleksji.To tyle, wiem że krytyka słaba może zachce się Caislohenowi spojrzeć w ten tekst i go rozbebeszyć, czego ci nie życzę.

Offline

 

#3 2008-05-19 16:40:36

Caislohen

Grafomańska dusza

12045095
Skąd: Moriand
Zarejestrowany: 2008-04-20
Posty: 329
Punktów :   

Re: Oblężenie

Edgar napisał:

może zachce się Caislohenowi spojrzeć w ten tekst i go rozbebeszyć

Może w końcu je ukończę. Nie jest tak łatwo czytać i pisać o opowiadaniu. Jestem w połowie, więc może pójdzie dalej, bo chcę całe ocenić, bo to co za krytyka części utworu.

Edgar napisał:

czego ci nie życzę.

Tu się chyba muszę zgodzić. Moja krytyka może zaboleć; jak chcesz poznać co to takiego "rozbebeszenie" tekstu to zajrzyj na opowiadanie "Kurnik" -  nie jest ono długie, bo sam tekst był krótki, ale ukazuje całkowity charakter jatki nad opowiadaniem. W moich krytykach nie ma żadnego czepialstwa, obrażania czy czegokolwiek, ale mogą być dla autora bolesne.


Jeśli coś jest niejasnego, chcesz o coś zapytać - dowiedzieć dlaczego się przyczepiłem - pisz.


A'iere! Elenia Nu Lauriel || Lauriel Ainia Nu viel

Offline

 

#4 2008-05-21 18:55:29

Testudos

Obywatel

Zarejestrowany: 2008-05-13
Posty: 59
Punktów :   

Re: Oblężenie

Znam krytykę. Luz... Proszę rozjechać mój tekst, nie obrażę się


Jesteśmy Gwardią Imperialną, Młotem Imperatora, rzeszą wiernych mu ludzi, potężną siłą, mocą degradującą planety do postaci kilku atomów... A, chcecie się bić? Tam są Space Marines, pogadajcie z nimi... Okej? Tak? Dobrze?

Offline

 

#5 2008-05-22 11:23:12

Caislohen

Grafomańska dusza

12045095
Skąd: Moriand
Zarejestrowany: 2008-04-20
Posty: 329
Punktów :   

Re: Oblężenie

Czas na oczekiwaną krytykę. Rozbebeszenie totalne, jeśli to tak można określić. Mój post będzie równie krwawy,  a może nawet bardziej, co Oblężenie.
Akt czas zacząć.

UWAGA! Autorze, jeśli nie masz ochoty czytać krytyk na temat swojego opowiadania, nie czytaj tego.
Moje komentarze mogą zaboleć i doprowadzić do Twojego załamania twórczego. Mówię to teraz, aby mieć pewność, że czytasz dalej świadomie, a ja Cię, Autorze, ostrzegałem.
Na końcu znajdziesz wrażenia ogólne, więc one mogą wystarczyć jako samodzielna ocena.


Tekst rzeźnia, usiany błędami

Za raz wszystkie (przynajmniej postaram się) uchwycę i powiem co i jak należy poprawić.

W polu widzenia rozciągał się jednolity, trawiasty teren. Spokojną zieleń mąciła czerwono-czarna armia.

Do tego nie można się nie uczepić, ale tworzysz dwa, antynomiczne opisy. Pierwszy przedstawia jednolity teren, a potem wrzucasz na niego armię. Cóż, to na prawdę mąci, ale nie zieleń, lecz naszą wyobraźnię. Zapewne wiesz do czego piję. Wystarczy trochę przemyśleć to zdanie i powinno być lepiej.

Gromada liczyła pewnie i tysiąc istot.

Oho ho - na pewno tyle nie liczyła. "Gromada" liczy zaledwie kilkanaście członków. Można przymrużyć na to oko, ale rzuciłeś, że "liczyła tysiąc istot". Moim zdaniem to już lekka przesada; wystarczy zmienić "gromadę" na coś innego, np. hufiec.

Kesh poprawił skórzany pasek, na którym trzymał się jego karabin i przerzucił go przez ramię. Mechanicznie sprawdził mocowania bagnetu.

Hmm... Kesh przerzucił przez ramię pasek? Tak wynika z kontekstu, ale przecież wiadomo, że to był karabin. Niepoprawny szyk przestawny i zdanie straciło na wartości. Lepiej by było, na przykład tak: "Kesh poprawił skórzany pasek, na którym wisiał jego karabin. Przerzucił broń przez ramię i machinalnie sprawdził mocowanie bagnetu." TO jest oczywiście alternatywa, która nie musi być jedyna i bardzo dobra. Chciałem tylko pokazać, że można napisać to inaczej, co nie oznacza, że moja wersja jest najlepsze. Oczywiście zmieniłem także wyrazy, ale to nie znaczy, że Twoje były złe; po prostu napisałem, tak, jakbym ja to miał napisać.

"Świetne te rzeczy...", myślał Kesh

Jakie rzeczy?

Chłopak z każdą godziną nabierał coraz więcej szacunku do tej mieszkającej w podziemiach rasy karłów. Działo się to za sprawą tego, że grupa Derronów, eskortująca jakąś ważną osobistość, jarla bodajże, zawitała do zameczku z prośbą o azyl.

Jak to? Tylko dlatego że karły zawitały do zamku, szacunek do nich ze strony Kesha rósł? Później okazuje się dlaczego szanują Derronów, lecz tutaj o tym nie wiadomo. A nie można najpierw powiedzieć "tak", a potem wmawiać czytelnikowi, że powiedziało się "nie". Trzeba wiedzieć co chcesz przekazać i zrobić to jasno.

stacjonowali przy moździerzu - prostej broni miotającej pociski wybuchające.

Niepotrzebna łopatologia, to tak jakbyś pisał, że z łuku strzelają łucznicy i strzałami po przez naciągnięcie cięciwy etc.

Kesh wziął dwa granaty.

Już o tym pisałeś, nie trzeba powtarzać, zwłaszcza w tak krótkim odstępie.

Były to czarne kule wielkości pięści z przymocowanym doń kółeczkiem i zaczepem. Od obręczy odbiegał wąski, metalowy pasek mający dwa cale długości, ale tylko czwarta część z tego wystawała poza pocisk. Reszta znikała w głębi kuli.

Kolejny zbędny opis. Każdy wie, jak wygląda granat, a jeśli ktoś nie wie, to niech się nie przyznaję. Zazwyczaj tekst literacki jest kierowany do wszystkich, ale trzeba tych "wszystkich" traktować tak samo, zazwyczaj jako średnio rozgarniętych ludzi. Tacy wiedzą co to granat, moździerz i jak to wszystko wygląda. Nie trzeba wszystkiego pisać, chyba, że granaty, moździerze, karabiny lub inne, wyglądają specyficznie, inaczej niż powszechnie pojęte. Wtedy opis jest nawet wskazany. Ale w takiej sytuacji, jak Twoja - opis granatów (wcześniej moździerzy) winno się wyrzucić, bo zaśmiecają tekst i zanudzają czytelnika.

Zaczęło się żmudne oczekiwanie

Ten przymiotnik mi tutaj nie pasuje. To tylko moja wolna sugestia - ja zmieniłbym na długotrwałe, niecierpliwe. Żmudne kojarzy się z pracą, z wykonywaniem jakichś czynności. Oni mogliby na przykład: oczekiwać w żmudnej pracy.

Broń przygotowana, czego chcieć jeszcze...?

Zapewne wygranej.

- Już? - zdziwił się Oste. - Bez żadnych przygotowań?!

Kto miał się przygotowywać? Napastnicy, oni przybyli po to, aby zniszczyć wroga, a nie przygotowywać się do czegoś. Do boju, to oni wcześniej już się przygotowywali. A Oste winien się cieszyć, że nie będzie sie nudził na żmudnym oczekiwaniu. Mógłby jeszcze z napięcia i nudów zemrzeć.

I znajdowała się na odległość strzału od nich.

Chłopcy, na co czekacie? Walcie. Ja jedynie znajduje obszerny opis wroga, miast walkę, która powinna wrzeć. I jeszcze jedno - usłyszeli sygnał dopiero gdy armia zbliżyła się do murów na odległośc strzału? Nie wcześniej? To znaczy nie widzieli ich wcześniej, tak?

W większości składały się z zębów.

W jakim sensie? To znaczy, były to chodzące niebiesko-fioletowe góry zębowe pokryte śluzem? W jaki sposób składały się z zębów? Nie mogę sobie tego wyobrazić.

Jeśli trzeba pokrótce opisać demona, można rzecz: skrzyżowanie kaszalota z człowiekiem. Do tego jeszcze domieszka pokracznej i plugawej magii.

Oj, trzeba opisywać pokrótce. To po pierwsze. Długie opisy nudzą. To po drugie. Opisy, które są w miejscu, gdzie widoczna jest akcja, w tym przypadku bitwa, nie powinny być długie. To po trzecie. Twoje opisy, Autorze, były dziwne. To po czwarte. Jakieś takie nie do wyobrażenie. To po piąte. Nie wiem, po co tak wyliczać. To po szóste. To trochę nudzi i przeszkadza, prawda? To po ostatnie.

Największy z obecnych tutaj miał ponad osiem jardów wzrostu

Mówisz o "demonach", a to zdanie (przynajmniej ta część zdania) odnosi się kontekstem do człowieka z wcześniejszego zdania.

Ciało wielkoluda pokrywał pancerz składający się z naprawdę wielu rzeczy. Można było wyróżnić fragmenty dawnych zbrój, cielska skorupiaków, fragmenty zatopionych okrętów, płótna żaglowe, jak i kości, mech oraz kamienie.

Spróbuj to wszystko zmieścić na cielsku, które ma ponad osiem jardów (czyli ok. dziesięciu metrów, według moich wyliczeń) wysokości.

Z kanciastych, przypominających psie pyski kapała ślina.

O co tutaj chodzi? Z czego kanciastego kapała ślina? Chyba z pysków, ale to zdanie tego nie sugeruje, po prostu brak tutaj wyrazu, lub nieumiejętnie wtrąciłeś porównanie.

Kesh oparł kolbę karabinu o bark i wystrzelił.

Nareszcie. Już myślałem że się nie doczekam, bo od siedemnastu wersów (przeliczyłem) ciągnął się opis armii napastników. Od słów "Nie gadaj, wal!" do słowa "wystrzelił" minęło trochę czasu.

Pierścień połączony był z dość długą dźwignią umieszczoną pod karabinem. Szarpnięcie spowodowało usunięcie łuski pocisku i wtłoczenie nowego naboju do komory.

Dobrze jest znać zasadę działania karabinu, ale nie jest konieczne opisywanie takich szczegółów tutaj. Już wspominałem o tym wyżej.

Rozgorzała bitwa.

Dopiero teraz, bo słowo "wal!" było rzucone na wiatr. Nikt go nie dosłyszał, albo miał w d---- słowa młodego strzelca.

Obrońcy zaczęli strzelać.

Rozumiem, że moździerzowy pocisk nie był wystrzelony. Po prostu spadł sobie z nieba, ot tak?

Potwory bez broni dystansowej ruszyły do ataku. Wśród nich były i demony.

Słucham? Wcześniej była mowa tylko o demonach. A tu nagle "potwory", można by to przemilczeć, ale potem jest "były i demony". Sam już nie wiem, z czego składała się ta armia. Chyba z potwornych demonów.

Wielki demon zatrzymał się wpół drogi do fortecy i uniósł do góry skrzyżowane bronie. Na żeleźcach młota i topora zbierały się płomienie.

Na początku piszesz "bronie". Czytelnik automatycznie próbuje sobie przypomnieć jakim to orężem włada, lecz wśród wielu wcześniejszych opisów nie jest w stanie się odpowiednio zorientować. Potem piszesz wyraźnie, że jest to młot i topór. No cóż, trochę nie konsekwentnie. Lepiej byłoby, gdybyś napisał: "Wielki demon uniósł do góry skrzyżowane młot i topór, z których poczęły płynąć promienie." Jak już wcześniej pisałem - to tylko propozycja.

Gdy był w połowie drogi tuż nad jego głową miała miejsce eksplozja. Rozerwało ścianę baszty na strzępy, w dół sypały się cegły. Chłopak biegł, ścigany lawiną materiałów budowlanych.

Autorze, wyobraź to sobie. Coś wybucha nad głową człowieka, ale on biegnie dalej, rozpada się tylko kamień. To co to była za eksplozja, że nie naruszyła Kesha?

Do rozmawiających dobiegł Asse

Kto rozmawiał? Przecież Kesh schodził (pewnie już zszedł), a Jarvik pozostał, bo nic nie wiemy, czy schodził czy nie.

Kesh oparł się o blanki

Oparty o blanki Kesh oparł się o blanki. Tak napisałeś. Za drugim razem nie trzeba pisać, o co opierał się bohater, bo pisałeś to przed chwilą. Pewnie wiesz do czego piję, a ten błąd to zapewne niedopatrzenie.

- Co jest? - zapytał Kesh.
    - Jak myślisz? - warknął mężczyzna. - Atakują!

Czy Kesh to się obudził? Trąby go budzą, bierze ze sobą karabin i nie wie co się dzieje? No na śniadanie to chyba nie trąbili. A może tak?

Tupot setek nóg.

Litości! Tupot? Jakby tak setka stóp zaczęła walić o ziemię to nie byłby to tupot, ale grzmot. Jeszcze w dodatku były to łapy potwornych demonów, które z pewnością mają wieszcze stopy niż ludzie.

jakiegoś umierającego stworzenia.

Oby to nie były "mumakile". Każdy ma sobie wyobrazić podług własnego uznania?

Jakiś nadgorliwy żołnierz cisnął pod nogi potworów rozbijających wierzeje granat, który eksplodował.

Dlaczego nadgorliwy? On broni zamku, życie swoje i towarzyszy. To źle? Jego gorliwość była przesadna, ale w czym?

Siłacz dobył miecza i z nim w prawej ręce

Niepotrzebna prawa ręka. Przecież wiadomo, że jak dobył to nie w stopę, a tym bardziej nie interesuje czytelnika, w której ręce trzymał broń, chyba że ma to jakieś znaczenie dla fabuły. Ale czytając dalej stwierdziłem, że żadnego znaczenia to nie ma, więc takie informacja "w prawej ręce" można ominąć.

spadł z wysokości jarda na ziemię, trzymając się za przestrzelony brzuch.

Sprytny ten potwór, skoro zdążył się jeszcze złapać za brzuch to miał niezły refleks. Autorze, jard to ok. jeden (1) metr. Trzymajmy się jako takiego realizmu.

bagnetem zamontowanym na karabinie.

Wiemy? To przecież jasne, że bagnetem przymocowanym na karabinie. Mogłeś jeszcze napisać, że na lufie karabinu, to byłoby przynajmniej śmiesznie.

Kesh zaklął cicho i prawie nie celując wypalił w kierunku następnego Tetnuka.

Z czego? W jaki sposób? Z karabinu? Przecież w prawej ręce dzierżył miecz, jak Keshowi udało się oddać strzał? Nie pojmuję tego. A może wypalił z miecza? Ale co to był za miecz?

Wojownik wykorzystywał masę brudnych i wrednych sztuczek.

Ua. Kolokwializm, stoi jak byk i razi mnie w oczy. W języku literackim masa odnosi się do czegoś zupełnie innego - w tym przypadku powinieneś użyć słowa 'wiele, mnóstwo, niezliczenie', a nie 'masę'. Tak samo można potraktować zwrot 'brudne', czym się te sztuczki ubrudziły? Lepiej używać innych słów o tym samym znaczeniu i nie wyjdzie przynajmniej pospolicie. Lepsze by były słowa 'niegodziwych', 'niehonorowych' lub nawet 'nieszlachetnych'.

Innemu strzaskał nos ciosem głowy.

Czy to jest, Twoim zdaniem, wredna sztuczka wykorzystana w walce? Nie wydaje mi się. A co miał, ładnie na szabelki z jedną rączką na plecach walczyć?

Cóż, może nie było to zbyt szlachetne

Dobrze, że nie napisałeś 'czyste'. I widzisz, da się użyć dobrego słowa? Nawet Ci takie wcześniej podsunąłem.

Asse i Kesh byli bezpieczni.

Nie zapominajmy o pozostałych, bo oni dwaj chyba się nie bronili samotnie?

dwójka towarzyszy pruła we wrogów.

Kolejny kolokwializm. Warto czasami trochę się zatrzymać i pomyśleć nad jakimś słówkiem. Może któreś nie pasuje, jest pospolite, brzydkie. To może aż tak nie przeszkadza, ale trochę o jakiś poziom warto dbać.

W końcu Tetnukowie dali za wygraną i uciekli

Czekaj, czekaj. To jak w końcu? Już raz odpuścili, teraz znów? Nikt nie jest taki głupi, aby zapomnieć co pisało w poprzednich zdaniach. Nie trzeba aż tak powtarzać i przypominać, to trochę nudne. Można oczywiście, ale niezbyt często i zazwyczaj po długich przerwach. A u Ciebie, Autorze, zdanie po zdaniu o tym samym.

Przecież właśnie giną jego towarzysze

Giną? A może zginęli? Przecież już po walce, więc teraz już nie ma powodów, aby ktoś jeszcze ginął, chyba że od ran, ale o tym nic nie wiadomo.

skrzynię z bombami. Zmiażdżył ją kamień

Wydaje mi się, że gdyby jakiś kamień (niewątpliwie wielki) uderzył w granaty, w skrzynię granatów, to spowodowałoby to wybuch. A tu, jest tylko rozbita skrzynia.

Większość ładunków była strzaskana

Wnioskuję, że kamień był mały, albo siła uderzenia nie tak znaczna, by spowodować wybuch. To jak, mam rację?

Kesh otworzył oczy, zbudzony krzykiem siłacza. Asse stał nad nim

Nad kim stał? Z kontekstu wynika siłacz, a przecież to siłacz, czyli Asse stał nad Keshem. To zdanie, a raczej zdania, bardzo się pomieszały nabroiły. A może się w czymś się pomyliłem?

Rozwiązała się tajemnica katapult.

Co to za tajemnica? Jakaś niezwykła budowa?

pordzewiałą stał na wylot.

Chciałem się nie czepiać wszelkich błędów natury ortograficznej czy interpunkcyjnej, bo do niej nie zawsze jestem pewien. Ale tutaj wytknę błąd - literówka, winno być stal. To tak na marginesie.

Jedna za drugą wyrżnęły w kamienny mur.

Wydaje mi się, że lepsze byłoby "werżnęły się". Wyrżnąć to można orła, ale to i tak potocznie powiedziane.

Strzaskane kamienne bloki wyfrunęły w górę.

Nie wiem dlaczego, ale to zdanie mi się nie podoba. Wcześniej była mowa o uderzeniu w mur, a tutaj o kamiennych blokach w górze. Myślę, że to jasne, gdy coś uderza, to roztrzaskuje mur. A jeszcze słowo 'wyfrunęły', bardziej kojarzy się z ptactwem, ze zwierzętami poruszającymi się w powietrzu. Oczywiście to nie jest Twój błąd, użycie tego słowa, ale dziwnie brzmi, lepiej byłoby "wyleciały". Ale jak już wspomniałem wcześniej. Całe to zdanie mi się nie podoba i, albo je zmieniłby, lub wyrzucił.

Pocisk wyleciał z tuby z zadziwiającą prędkością. Wzniósł się w górę i powoli opadł ku ziemi.

Takie opisy zaśmiecają akcję. Tutaj trwa atak. Zdania powinny być żywe, konstruktywne. A Czytelnik dostaje tylko niepotrzebne informacje i miałki tekst. Można się zatruć.

Kesh oszacował ich liczbę na mniej więcej dwustu.

Jestem pod wrażeniem. W takiej sytuacji, nie dość strzelać do bestii, to jeszcze liczyć. I naliczyć ich aż tyle.

Do czasu.

To znaczy, że z czasem upadek był dla nich bolesny; wraz z upływem czasu, kości sobie połamali?

policzek rozcięty na wskutek niefortunnego trafienia na miecz, a Asse strzaskał torsem karabin towarzysza.

Primo: przymiotnik 'niefortunnego' jest zbędny. Wiadomo, że trafienie twarzą na miecz nigdy nie będzie fortunnym, więc nie może być także w drugą stronę. Wystarczy wyrzucić niepotrzebny przymiotnik i będzie lepiej.
Secundo: jak Asse strzaskał karabin torsem? Z czego ten karabin był? Z tektury? A może Asse miał tors z marmury, albo ze stali? To jest nie logiczne, aby człowiek mógł uszkodzić karabin ciałem.

Przerzucił trzy strzelby przez plecy i ruszył ku schodom, strzelając we wchodzących na mury

Strzelał z trzech przerzuconych na plecy karabinów? Superbohater z niego. Lepiej napisać - karabiny przerzucone na ramiona, czy coś takiego. Niestety, nie mam doświadczenia z bronią zmechanizowaną. Dla mnie fantasy to łuki, kusze, miecze etc.

Ale, cóż, nie był to dobry pomysł.

Jaki pomysł? Znaczenia drogi łuskami? Ktoś go śledził? Strzelanie?

Jeden z karabinów zsunął mu się z ramienia

A jednak z ramienia. Nie z pleców.

aby roztrzaskać się o dziedziniec.

Oj słabe jakoś te karabiny. O tors się rozbijają o kamienie. Aż cud, że podczas strzelania się nie rozsypują.

Cisnął karabinem.

Nie rozpadł się czasami? Odłamki mogłyby zranić pozostałych.

napastnicy zaatakowali.

Wytnij 'napastników' nie dość, że wiadomo o kogo chodzi, to jeszcze jaki dynamizm się zrobi.

Jednego przebił mieczem na wysokości mostka

W takiej akcji, niepotrzebna jest pieczołowitość opisu. To znosi dynamizm.

- Wpadliśmy - warknął Asse, kopiąc kolanem zbliżającego się wroga w brzuch,
Trzepnął go rękojeścią miecza w kark i odciął łeb ostrzem. Jarvik odbił opadający na niego topór i odrąbał dłonie jego posiadacza.

Bardzo zawiłe zdania i dopiero po kilkakrotnym przeczytaniu doszedłem do wniosku do kogo odnoszą się zaimki oraz kto stracił łeb, na kogo opadał topór i kto był właścicielem tej broni. Teraz postaram się napisać co mnie tak zmyliło.
Pierwszy zaimek - wiadomo, że chodzi o wroga. Dobra, nie jest jeszcze tak źle.
Drugi zaimek - chodzi tutaj o Jarvika, który się osłania, ale z kontekstu można wywnioskować, że topór opadał na wroga lub, w dalszym rozumowaniu, nawet na Asse'go. Szyk zdania jest zbyt zawiły i wszystko się miesza. Na prawdę zaimki są zmorą, sam się o tym kiedyś przekonałem. To robactwo, które należy tępić.
Trzeci zaimek - oczywiście chodzi o topór, lecz wcześniejsze kombinacje zaimkowe tak zamieszały w głowie, że początkowo myślałem o wrogu, a potem o Asse.
Być może się mylę, ale tak wygląda sprawa z mojej strony.

Tetnuk zaskomlał dziko, ale jego cierpienia ukróciła klinga wbita w brzuch.

To ten sam, któremu wcześniej odcięto łeb? Chyba nie, bo bez głowy nie można żyć, a co dopiero wydawać dźwięki. Należy być konsekwentnym i tworzyć logiczny obraz, bo Czytelnik nie lubi niejasności.
I jeszcze winno być zaskomlił, lub zaskamlał. Błąd ortograficzny, który udało mi się wychwycić.

Wojownika skosiła kula z karabinu.

...

Wojownika skosiła kula z karabinu.

W jaki sposób kula "skosiła" go, przebijając mu szyję? Jeśli coś "kosi" to w rozumieniu podcięcia, czyli w tym przypadku, kula mogłaby go trafić w nogi, chyba, że Jarvik stał na głowie.
A słowo 'skosić' jest raczej potocznym słowem, więc lepiej tak nie pisać. Przynajmniej starać się używać mniej kolokwializmów. Po prostu warto pisać synonimicznie, a przy okazji nie potocznie.

złapał fragment lufy karabinu Jarvika i dźgnął.

Rozumiem, że karabin nie był w całości, nawet lufa nie była cała; tak więc Asse chwycił tylko fragment, który pewnie leżał na ziemi.

Asse nabił trzeciego przeciwnika na miecz

Szaszłyki sobie robił? Po bitwie, pewnie upiecze nad ogniskiem i będzie świętował zwycięstwo.

Trzasnęły kości i Tetnuk jakby sflaczał.

A może rzeczywiście sflaczał? Narrator musi być pewny i stanowczy, chyba, że jest pierwszoosobowy. Wtedy może wyrażać swoje opinie i domysły.

Zgłosili się łucznicy.

Ja! Ja! Ja chcę. Hej, tutaj, podniosłem łapkę, dlaczego mnie nie wybrano? Przecież się zgłaszałem.

- O nie...

To co on myślał? Że jak krzyknie "Kto jeszcze?" to wszyscy będą uciekać? Zachęcił wrogów do walki i ma pretensje, że posłuchali?

Wszyscy na dziedzińcu leżeli martwi, z Jarvikiem włącznie.

Który już jakiś czas temu dostał w szyję i zapewne już nie żył.

Żołnierzy przeżyło może trzech... Nie, czterech!

Kolejno odlicz. A może Jarvik symulował, albo ktoś się jeszcze ukrył? Proszę przeliczyć jeszcze raz, bo się jeszcze okaże inaczej.

przewieszając przez ramię karabin.

Dobrze, że już nie przez plecy, tak, jak poprzednio.

Z jego lufy nadal się dymiło.

Kesh, lufa ci dymi. Ten zaimek wskazuje na Kesha, a to przecież z luf karabinów wydobywał się dym. Wyrzuć ten zaimek w cho.inkę.

- Co teraz?

KONIEC> THE END> FIN etc

Cholera. Napiszę to od nowa ]:->

Przydałoby się. Tekst aż iskrzy od błędów, a 'kwiatków' jest tyle, że można 'bukiet' zrobić.

No i to by było na tyle. Rozbebeszenie dobiegło końca i myślę, że aż tak nie bolało.
Niektóre błędy pominąłem, najczęściej ortograficzne, a przede wszystkim interpunkcyjne. Na wiele przymknąłem oko, bo stwierdziłem, że mogą zostać odebrane jako czepialstwo, choć pewnie i powyższe będą tak odebrane.

Wrażenia ogólne:
Opowiadanie było męczące. Jak stwierdziłeś "tekst rzeźnie" - słusznie. Nic, tylko walka, śmierć, krew, potwory, karabiny, miecze, strzały, topory, okrzyki, trupy.
Ja Oblężenie oceniam nisko, choć nie najniżej. Widziałem gorsze teksty, a ten mógłby być lepszy. Wystarczy jeszcze nad nim posiedzieć i przemyśleć pewne kwestie. Dorzucić jeszcze jakieś wątki, a nie tylko walkę. To mogłoby być częścią jakiejś całości, a nie samodzielnym opowiadaniem.

PS. Jeśli ktoś wyłapał jakieś błędy w mojej krytyce, będę wdzięczny za wskazanie ich. Dość długo i w różnych porach pisałem tego posta, więc mogą zdarzyć sprzeczności i niedopatrzenia, za które z góry przepraszam.

Zapraszam do dysputy nad tym tekstem.


Jeśli coś jest niejasnego, chcesz o coś zapytać - dowiedzieć dlaczego się przyczepiłem - pisz.


A'iere! Elenia Nu Lauriel || Lauriel Ainia Nu viel

Offline

 

#6 2008-05-22 17:12:15

Testudos

Obywatel

Zarejestrowany: 2008-05-13
Posty: 59
Punktów :   

Re: Oblężenie

Kawał solidnej krytyki!
Dziękuję!

Zapewne się przyda. Fakt, tekst stary, pisany był "pod natchnieniem" nie przykładałem zbyt wiele uwagi, ale co ja się będę usprawiedliwiał? Ocena porządna! Dzięki serdecznie

Czepię się tylko:

Dla mnie fantasy to łuki, kusze, miecze etc.

Fantasy to fantasy, w fantasy można wszystko, taki tego urok, więc czemu nie karabiny? ^^


Jesteśmy Gwardią Imperialną, Młotem Imperatora, rzeszą wiernych mu ludzi, potężną siłą, mocą degradującą planety do postaci kilku atomów... A, chcecie się bić? Tam są Space Marines, pogadajcie z nimi... Okej? Tak? Dobrze?

Offline

 

#7 2008-05-22 17:23:32

Westert

Ja tu tylko sprzątam

5872137
Skąd: Kłobuck
Zarejestrowany: 2008-04-20
Posty: 296
Punktów :   
WWW

Re: Oblężenie

Fantasy to nie tylko łuki, topory. Czytałem kilka książek fantasy, gdzie roiło się od nowoczesności, trącało nawet sf.

Tekst rzeźnia- dobrze poczytać coś na odmóżdżenie. Nie zawsze ma się ochotę zgłębiać filozoficzne prawdy naszego życia

Co od długich opisów- mi się podoba. Lubię to (do pewnego momentu) w tym opowiadaniu w sam raz. Nie jestem obiektywny, ale chcę więcej o rasie karłów (krasnoludach)

Warhammer i Gotrek aż trąci w tym opowiadaniu, choć może się mylę ^^


la mayyitan ma qadirun yatabaqa sarmadi
fa itha yaji ash-shuthath al-mautu gad yantahi

Ph'nglui mglw'nafh Cthulhu R'lyeh wgah'nagl fhtagn

Offline

 

#8 2008-05-23 07:48:26

Caislohen

Grafomańska dusza

12045095
Skąd: Moriand
Zarejestrowany: 2008-04-20
Posty: 329
Punktów :   

Re: Oblężenie

Testudos napisał:

Fantasy to fantasy, w fantasy można wszystko, taki tego urok, więc czemu nie karabiny? ^^

Oczywiście można, ale ja jestem tradycjonalistą i wolę miecze, łuki etc. Nie mogę nikomu zabronić, czy też oskarżać o profanację fantasy, tylko dlatego że ośmielił się trochę pokombinować i zmienić konwencję.
A pisząc:
Dla mnie fantasy to łuki, kusze, miecze etc.
miałem na myśli o mojej znajomości bronią innego typu. Ja wykorzystuje tradycyjny oręż, ale jeśli ktoś coś innego - bez problemu. Lecz wtedy to nie jest 'czyste' fantasy. To już może ocierać się o science-fiction, jak już wspomniał imć Wester, ale pewnie istnieje taki odłam fantasy. A jeżeli nie, możesz być pierwszy.


Jeśli coś jest niejasnego, chcesz o coś zapytać - dowiedzieć dlaczego się przyczepiłem - pisz.


A'iere! Elenia Nu Lauriel || Lauriel Ainia Nu viel

Offline

 

#9 2008-05-23 09:23:41

Testudos

Obywatel

Zarejestrowany: 2008-05-13
Posty: 59
Punktów :   

Re: Oblężenie

Lecz wtedy to nie jest 'czyste' fantasy.

Czyste fantasy to smoki, rycerze, elfy, zamki, krasnoludy, tja?

Gdzie jest napisane, że "prawdziwe fantasy" to quasi średniowiecze pełne mieczy, łuków, kopii, zamków, płytowych pancerzy? Kto to niby ustalił?

Byłbym wdzięczny za nieszufladkowanie fantasy, bo ma ono takie możliwości, że tego ustalić się nie da. Np. to co tu pokazałem można zakwalifikować jako techno fantasy (choć nie do końca, wszak występuje tylko cześć tej technologii i jest na wyższym poziomie niż w "klasycznym" techno fantasy), dark fantasy (świat zbliża się do końca, pasuje, epic fantasy (e końcu epicka walka) jak i nawet low fantasy, bo bohaterowie nie są nikim specjalnym.

Więc, proszę, daruj z szufladkowaniem fantasy. A jak jeszcze powiesz, że fantasy to elfy i krasnoludy (mam nadzieję, że tak nie uważasz), to zatłukę żelazkiem.

Przepraszam za szorstkość.

To już może ocierać się o science-fiction

Science-fiction z bronią z XX-XIX wieku? Ciekawe...


Jesteśmy Gwardią Imperialną, Młotem Imperatora, rzeszą wiernych mu ludzi, potężną siłą, mocą degradującą planety do postaci kilku atomów... A, chcecie się bić? Tam są Space Marines, pogadajcie z nimi... Okej? Tak? Dobrze?

Offline

 

#10 2008-05-23 09:37:01

Westert

Ja tu tylko sprzątam

5872137
Skąd: Kłobuck
Zarejestrowany: 2008-04-20
Posty: 296
Punktów :   
WWW

Re: Oblężenie

Testudos napisał:

Science-fiction z bronią z XX-XIX wieku? Ciekawe...

Wyciągnąłeś zdanie z kontekstu. Cais odniósł się do mojego stwierdzenia: Czytałem kilka książek fantasy, gdzie roiło się od nowoczesności, trącało nawet sf. Fantasy zaszufladkować się nie da. Co kto chce to ma. Urban fantasy, dark fantasy, techno fantasy, epic fantasy i tak w nieskończoność.

Cais słowo czyste, zamieścił w cudzysłowie.


la mayyitan ma qadirun yatabaqa sarmadi
fa itha yaji ash-shuthath al-mautu gad yantahi

Ph'nglui mglw'nafh Cthulhu R'lyeh wgah'nagl fhtagn

Offline

 

#11 2008-05-23 12:39:15

Caislohen

Grafomańska dusza

12045095
Skąd: Moriand
Zarejestrowany: 2008-04-20
Posty: 329
Punktów :   

Re: Oblężenie

Dzięki Westert za obronę. Teraz sam się wytłumaczę.

Testudos napisał:

Czyste fantasy to smoki, rycerze, elfy, zamki, krasnoludy, tja?

Ty tak powiedziałeś. I masz do tego prawo, lecz ja nic podobnego nie mówiłem.

Testudos napisał:

A jak jeszcze powiesz, że fantasy to elfy i krasnoludy (mam nadzieję, że tak nie uważasz), to zatłukę żelazkiem.

Fantasy może się obejść, bez wszystkich wymienionych rzeczy. Ale sądzę, że skoro w opowieści pojawiają się karabiny, to nie jest 'typowe' fantasy. Mówiłem, że twórczość, jaką reprezentujesz może zaliczać się do jakiegoś odłamu. Ja mówiłem ogólnie o fantasy. Jeśli Twoim zdaniem, tak nie mogę, to niebawem w powieściach będą czołgi, telefonia oraz internet, a każdy będzie miał prawo nazwać to 'fantasy'. Nie o to chodzi. A może tak?
Jest jeszcze jedna sprawa. Mówiąc o 'czystej' fantasy, mówiłem o broni. Zauważ, że nie pisałem nic o smokach, elfach, czarodziejach. Z mojej strony nic takiego nie padło.
Ale skoro uważasz, że

Gdzie jest napisane, że "prawdziwe fantasy" to quasi średniowiecze pełne mieczy, łuków, kopii, zamków, płytowych pancerzy?

to Twoja sprawa. Ale co to będzie za fantasy z karabinami? Może jeszcze krótkofalówki, samoloty, łodzie podwodne? I to ma być fantasy? Może i tak, ale niekonwencjonalne. Jakiś odłam, który ma prawo istnieć. Nie chcę mówić, że tak nie można. Tobie również mówię: pisz jak chcesz, ale wiedz, że to co tworzysz nie jest 'czystym' fantasy. Nie po to dodaje się jakieś inne słówka, przedrostki do słowa 'fantasy', aby wszystko wrzucać do jednego worka. Przecież low, dark, high, urban, space, heroic, epic (etc.) fantasy to nie jest 'czyste' fantasy. Tylko czerpią z pierwowzoru. Zamiast oskarżać konwencjonalne fantasy, poszukaj odłamu, w którym mogła by znaleźć się Twoja twórczość.
Fantasy (mówię o fantasy, nie o jakiś 'urbanach', 'lowach', 'darkach' czy 'etecetach') czerpie z legend, mitów i podań, a te zaś czerpią ze starożytności lub ze średniowiecza.
I jeszcze jedno, znajdź mi jakieś fantasy, gdzie nie ma ani słowa o zamkach, królach, rycerzach, mieczach, królestwach, wypraw, wędrówek etc. Trudno będzie, ale może coś znajdziesz.

Przepraszam za szorstkość.

Ja również, bo trochę się zdenerwowałem. Nie lubię, jak ktoś mówi o fantasy różne dziwne rzeczy. Mnie bulwersuje karabin, moździerz, granat, innych smoki i elfy. Cóż, trzeba sobie jakoś z tym radzić.
Bez smoków, elfów, magów można przeżyć w fantasy, tak samo z karabinami i podobnymi. Broń taka to, moim zdaniem, wciskanie czegoś na siłę. To jest chęć pokazania czegoś nowego, niepowstałego. Każdy chce zwrócić uwagę. Niektórzy nie długo będą pisać porno fantasy, gdzie czarodziej będzie robił dobrze elficy. Szok, co można wymyślić.

PS. Nie będę urażony, jeśli i Ty nie będziesz. Spotkałem się już z wieloma przykrymi słowami odnoszącymi się do fantasy, przywykłem do tego.
PPS. Nie 'szufladkuję' fantasy, nawet by mi to przez myśl nie przyszło.


Jeśli coś jest niejasnego, chcesz o coś zapytać - dowiedzieć dlaczego się przyczepiłem - pisz.


A'iere! Elenia Nu Lauriel || Lauriel Ainia Nu viel

Offline

 

#12 2008-05-23 15:31:01

Testudos

Obywatel

Zarejestrowany: 2008-05-13
Posty: 59
Punktów :   

Re: Oblężenie

I jeszcze jedno, znajdź mi jakieś fantasy, gdzie nie ma ani słowa o zamkach, królach, rycerzach, mieczach, królestwach, wypraw, wędrówek etc.

Czy to, ze czegoś nie napisano, nie znaczy, że nie może istnieć? ^^

Fantasy (mówię o fantasy, nie o jakiś 'urbanach', 'lowach', 'darkach' czy 'etecetach') czerpie z legend, mitów i podań, a te zaś czerpią ze starożytności lub ze średniowiecza.

Fantasy nie czerpie. Fantasy tworzy pisarz. A pisarz może stworzyć Kult Wielkiego Dakka-Dakka, którego kapłani mają możliwość załamywania strumienia czasu i jeżdżą na motocyklach i to będzie fantasy, a żadnego tu czerpania z legend, mitów i podań. Ale to fantasy, nie?

Cais, dla nas chyba fantasy to dwie różne rzeczy. Tak więc dyskusja sensu raczej nie ma? Ja o keczupie, ty o chlebie pszennym i do czego dojdziemy?

Bez smoków, elfów, magów można przeżyć w fantasy, tak samo z karabinami i podobnymi.

Można. Żaden problem ^^

Broń taka to, moim zdaniem, wciskanie czegoś na siłę. To jest chęć pokazania czegoś nowego, niepowstałego. Każdy chce zwrócić uwagę.

Wciskana na siłę? A to czemu? Ja tworze taki świat, ty taki. Mamy gusta inne i tyle, koniec

Saga o Alvinie Stwórcy, zna ktoś? Ameryka, kolonizatorzy, strzelby, armaty, pociągi, całe to tałatajstwo, a to fantasy jak w mordę strzelił.  Ukryte moce, talenta, duchy, siła żywiołów i ludowych wierzeń, cudowne heksagramy, zielona muzyka, czarny szum whisky, kryształowe miasto... Polecam ^^

To jest chęć pokazania czegoś nowego, niepowstałego.

Nie podoba mi się pisanie po raz [tu wstaw liczbę setek tysięcy] o elfach czy innym dziadostwie w starej, oklepanej formie. Ostatnimi czasy bawię się konwencjami krasnoludów...
Krasnoludów niemal nie ma, ale posiadają doskonała technikę, artylerię, silniki spalinowe...
Albo krasnoludy w formie okrutnych stworzeń, sadystów, więżących niewolników...
Krasnoludy dziki lud stepów...


Dla mnie fantasy nie ma granic, dla ciebie musi mieć określony szkielet. Gusta są różne ;P


Jesteśmy Gwardią Imperialną, Młotem Imperatora, rzeszą wiernych mu ludzi, potężną siłą, mocą degradującą planety do postaci kilku atomów... A, chcecie się bić? Tam są Space Marines, pogadajcie z nimi... Okej? Tak? Dobrze?

Offline

 

#13 2008-05-23 15:52:23

Westert

Ja tu tylko sprzątam

5872137
Skąd: Kłobuck
Zarejestrowany: 2008-04-20
Posty: 296
Punktów :   
WWW

Re: Oblężenie

Troszkę posmamowaliśmy ^^

Dziś wieczór posty zostaną przeniesione do tematu fantasy cóż to takiego. Tam pasują lepiej.

@Down.

Zgadzam się. Niech będzie jak mówisz.


la mayyitan ma qadirun yatabaqa sarmadi
fa itha yaji ash-shuthath al-mautu gad yantahi

Ph'nglui mglw'nafh Cthulhu R'lyeh wgah'nagl fhtagn

Offline

 

#14 2008-05-23 16:46:37

Caislohen

Grafomańska dusza

12045095
Skąd: Moriand
Zarejestrowany: 2008-04-20
Posty: 329
Punktów :   

Re: Oblężenie

[spam]

Westert napisał:

Dziś wieczór posty zostaną przeniesione do tematu fantasy cóż to takiego. Tam pasują lepiej.

To ostatni spamerski post z mojej strony w tym temacie.
Nie ma sensu przenosić. Postów poza tematem było mało, a wiązały się one z opowiadaniem, więc ludzie, którzy nie czytali Oblężenia, nie będą wiedzieć o co chodzi.
Lepiej to zostawić, jak jest, zakończyć temat, a na Fantasy zrobić o podobnym charakterze. Już nawet zauważyłem kroki w tej stronie, ba!, temat już jest.
[/spam]


Jeśli coś jest niejasnego, chcesz o coś zapytać - dowiedzieć dlaczego się przyczepiłem - pisz.


A'iere! Elenia Nu Lauriel || Lauriel Ainia Nu viel

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl