#1 2008-07-03 21:53:48

Folvor

Strażnik

Zarejestrowany: 2008-05-13
Posty: 134
Punktów :   

Sędzimir

Umh, to jest ciekawe...
Niedokończone opowiadanie, którego nie dokończyłem, bo zapomniałem o jego istnieniu (xD). Już się biorę za środeczek i końcówkę. Wstawiam, może komuś się spodoba.

    Przy ciasnym, średniowiecznym stole siedzieli przedstawiciele szlachty i magnaterii. Rozmawiali o tym, o czym mówiła już cała Polska: król Sędzimir XVII, w stanie pełnego upojenia alkoholowego, wpadł do sypialni swojej żony, królowej Weroniki, i zamordował wszystkich jej kochanków. Pewien wysoko postawiony urzędnik gotów był zeznawać, że narzędziem zbrodni był rożen. Czyn ten, nie mający porównania w dziejach, został potępiony przez obywateli, a sam król postawiony przed trybunałem. O to właśnie toczyły się spory przy stole.
     Bo gdyby Sędzimir XVII nie przyznał się do winy, świadek-urzędnik w tajemniczy sposób zginąłby powieszony przez pogan, a sama żona podzieliła los swoich kochanków, naród mógłby zapomnieć o tym swoistym nieporozumieniu. Ba, pewnie król otrzymałby przydomek „sprawiedliwy” i ruszyłby proces beatyfikacji. Ale on się oczywiście przyznał. Do wszystkich siedemdziesięciu czterech morderstw!
    Należy przy tym wspomnieć, iż król Sędzimir XVII był królem bardzo dobrym, w szczególności dla szlachty.
    Ludzie przy stole nie należeli do zwykłej zaściankowej gołoty, bynajmniej, i o tym również należy wspomnieć. To byli ludzie z najwyższych ław sejmików grodzkich, dyplomaci i bogacze. Można nawet uznać, że patrioci, choć w tamtych czasach pojęcie miłości do ojczyzny było jeszcze bardzo mgliste i kontrowersyjne. Nie ma natomiast wątpliwości, że wspomniany stół stał się na tę krótką noc miejscem najważniejszych obrad w państwie. Był ksiądz Jerzy Ważka, magnat i potentat badań nad dżumą Alojzy Judasz herbu Dzięcioł, a także ludzie pokroju Helmuta, niemieckiego Żyda, prezesa pierwszej lichwiarskiej spółki w stołecznym Krakowie.
    I wszyscy ci ludzie mieli noże, tasaki, łatwopalny bimber...
    Swoje przemówienie zakończył Alojzy, magnat.
    - A więc sugerujesz, że należy go ukrzyżować, dobrze zrozumiałem...? – zdumiał się ksiądz Jerzy Ważka.
    - Tak, drogi panie! Pośmiertnie nazwiemy go, dajmy na to, Sędzimir Męczennik, i reputacja kraju zostanie uratowana.
    - Ale u-k-r-z-y-ż-o-w-a-ć?! Jak Chrystusa?
    - Będziemy się kłócić, jak ma umrzeć – przerwał Helmut – czy zastanowimy się, czy ma umrzeć w ogóle?
    Do dyskusji włączyli się dyplomaci, którzy uważali, że szlachta nie powinna tak po prostu szlachtować króla, bo to nasunie podejrzenia ze strony sąsiadów.
    - Jezus Maria, jeszcze nam tylko rewolucji brakowało! Lud tego nie chce!
    - Nie wydaje mi się – stwierdził ksiądz Jerzy i wskazał na okno.
    Szaleni chłopi tańczyli wokół ogniska i przygrywając sobie na lutni, śpiewali: „Anarchia! Anarchia!”. Na stosie spoczywał jaki tłusty człowiek, sądząc po wypalonym na zwłokach znaku - szlachcic. Tak, problem pańszczyzny pozostaje nierozwiązany – pomyślał Helmut.
    - Czy to nie nasz poprzedni król, Zygmunt? – nasunął podejrzenie Alojzy Judasz.
    - Nie – skonfrontował ksiądz. – Tamtego wrzucili do zupy i ugotowali.
    - Ano, tak. Ale ten na dole jest jakby podobny.
    Dyplomaci ponownie zaczęli marudzić, że problem nierozwiązany a oni są już zmęczeni.
    - Hej, ale po co mamy go zabijać?! – powtórzył po raz n-ty Żyd-lichwiarz. – Porządny był z niego król, lepszego nie będziemy już mieli!
    - Porządny?! – Alojzy nie wytrzymał. – A wymierająca gospodarka, zupełne zaniedbanie kultury? A to, co o nim mówią?
    - Taak?! A pamiętasz, jak w ciągu jednego grilla przekonał wszystkich trzech sąsiadów-szarlatanów, że rozbiory to zły pomysł?
    Jak na rozkaz, w dłoni każdego biesiadnika pojawił się tasak, nóż albo coś równie złowieszczego. Najgorsze są te kłótnie, w których każdy mówi prawdę.
    - No to co mamy zrobić? Uwięzić? Uwolnić?
    - Na Boga! On zamordował połowę europejskich monarchów! – wrzasnął Alojzy.
    - Bo mu do łoża włazili potajemnie! Ale fakt, uwolnić nie można.
    - A więc? – zapytał Helmut. – Uwięzimy go? To kto będzie kierował Polską?
    - On? – domyślił się ksiądz Jerzy Ważka. – Możemy zrobić z niego męczennika, kogoś, kto będzie kierował państwem ze swojego lochu.
    - To utrudni kontakty dyplomatyczne.
    - Zrobi się komnatę widzeń i po kłopocie.
    Teraz wszyscy już stali na stole, z bimbrem podejrzanie zbliżonym do świec. Tak kończyło się każde spotkanie: pożarem albo popijawą. Czasami również podatkiem, albo innymi rzeczami kończącymi się na „po”. W tym przypadku był to nietrafiony pomysł. „Po...” – stwierdzili co po niektórzy, a ponieważ wszystkim chciało się pić, decyzja zapadła.

    W podziemiach Krakowa sprawa nabrzmiała bardziej, niż gdziekolwiek indziej. Oto sprytny Sędzimir kolejny raz wymknął się z rąk skrytobójców, lądując w więzieniu. Prosto sprzed złowrogiego ostrza sir Nożownika. Uniknął zamachu, to niedopuszczalne. Cena monarchy należy już do najwyższej półki na giełdzie głów. Teraz dodatkowo będzie trzeba włamać się do strzeżonego lochu („phi! To wbrew naturze!”), aby go dorwać.
    - Bracia cienie! Siostry mrok!
    Najwyższy kapłan pogan błogosławi krwią współwierców. Tu również, jak to było w przypadku Stołu, przebywa sama śmietanka Rzeczpospolitej Szlacheckiej, choć w kanałach, w konspiracji, tytuły nie są powszechnie używane. Twarze i tożsamości uczestników skrywa kuzynka ciemność.
    Kapłan kontynuuje:
    - Sędzimir XVII, sprawca tak wielu naszych upokorzeń, kpi sobie z nas! Ukrył się w więzieniu, razem z tym jego przeklętym uśmieszkiem, i stamtąd wysuwa swoje chrześcijańskie szpony. Dlaczego? Czyż i tego nie wiemy, bracia i siostry? Chce nas zniszczyć! Zniszczyć dla tradycji, przekazywanej z ojca na syna, z zamordowanego, prawowitego króla Zygmunta, na jego oprawcę! Na króla podłego i przesiąkniętego Chrześcijanizmem! Powiadam wam, ukróćmy zdrajcę o głowę i przelejmy zdradziecką krew! Niniejszym... podnoszę stawkę za jego głowę do jedenastu tysięcy dukatów!
    Grupa amatorów rozchodzi się, gdy słyszy o złocie. Pozostają nieliczni, niewzruszeni tkwiąc w najgłębszych cieniach i obserwujący gwarny tłum. Skrytobójcy podnoszą nowinę: „król zostanie zgładzony”. Powszechnie wiadomo, że to właśnie oni go zabiją. Każdy z opowiadających już właściwie trzyma przy nagiej krtani Sędzimira swój nóż, ten największy i najbardziej błyszczący. Choć, oczywiście, prędzej sam Sędzimir podniesie swój czerwony od krwi rożen, popularny ostatnio wśród europejskich monarchów, i osobiście pozbędzie się wszystkich spiskowców.
    Mała grupka zostaje, a to ci, którzy są gotowi infiltrować lochy i po cichu uciąć poczwarze łeb. Zabójcy, elita. Jedni z tych, którzy decydują się na wybrane zlecenie stojąc z nożem przy śpiącej ofierze, nigdy wcześniej. Kolekcjonerzy twarzy. No, ale żeby nie pogłębiać odczynu mroku w papierze, może... ykhm, naszkicuję ich nieco. Byli więc to Jurgen, Bart i sir Nożownik. Tylko tyle o nich wiadomo, że ostatniego uważano za najgroźniejszego, a zdaje się Bart miał taki zabawny tubalny głos.

    Na zasadzie przeplatania scen przyjemnych i mrocznych, a także czynników niezależnych, król właśnie powinien sięgać po butelkę wina. Bądźmy jednak realistami: to było kiepskie wino.
    Podane przez rządcę.
    A więc od początku. Na początku były oczywiście mury twierdzy. Później idąc strzeżonymi korytarzami, zapełnionymi masą przekupnych jegomości w zbrojach, natyka się człowiek na żelazną kratę – wejście do lochów. Krata trzyma mocno, a klucz ma rządca. Naturalnie rządca niesie właśnie wino. Zniesmaczony sir Nożownik kolejny raz ponosi klęskę.
    Nieszczęśliwy król spluwa cieczą przez okno. Na pryczy czeka szereg fascynujących dokumentów. Tymczasowo najważniejszy jest ten, którego zadaniem jest podwyższenie stawek pracowników więziennictwa. Być może to poprawi smak trunku.
    - Piękny ranek, królu!
    Z sąsiedniej pryczy wstaje i wyciąga się leniwie współwięzień. Wydaje się, że ma głęboko w nosie tytuły. Sięga po wino i dostojnie pociąga z gwinta.
    - Och, witaj, Roderyku! – Sędzimir ostrożnie odsuwa dokumenty na stosowną odległość.
    - Ale miałem sen... No, królu złoty! Nie uwierzysz...
    - Khm... tak?
    - No! Śnił mi się smok. – Więzień demonstracyjnie rozkłada ręce jak skrzydła i beka („ogień to mógł sobie pominąć”).
    - Ach, to pewnie koszmar – zgaduje Sędzimir.
    <<Królewskim przywilejem, nadanym przez wiekową tradycję i Boga Wszechmogącego, uroczyście przyznaję placówkom więziennym na terenie Rzeczpospolitej Szlacheckiej...>>
    - A nie! Był tam też rządca...
    - Rządca? Mój Boże, prawdziwy horror!
    - A gdzie...? W życiu tak się nie ubawiłem! – wywrzeszczał z siebie więzień i opadł bezwładnie przy papierach. – No, może mała amnestia?
    Wspaniały pomysł! Ale nie, po zastanowieniu uwielbiam siedzieć w ciasnej komnacie i popijając wino, rozmawiać z wieśniakami o imieniu Roderyk – pomyślał z rozwagą władca.
    - Cóż, tego jednego nie mogę dokonać. Glejt honorowy, ustęp czwarty! – Sędzimir ukazał niepiśmiennemu chłopu odpowiedni szlak atramentu. – „Król zobowiązuje się siedzieć w więzieniu do usłanej śmierci, cośtam-cośtam, zakazuje się mu także amnestii oraz egzekucji na mocy prawa czegośtam, albowiem tak nakazuje mu godność. Niżej podpisane...” Sam rozumiesz.
    Cham, usprawiedliwia się – pojął Roderyk.
    - A... ymhk... No to kto teraz może?
    Sędzimir spojrzał, a mury zadrżały od stężenia gniewu w jego ślepiach. A spojrzał na Roderyka.
    - Tutaj? – rzucił obojętnie. – Rządca.

    Rządca był aktualnie dość skutecznie zajęty krwawieniem z gardła, więc mimo chęci amnestii udzielić nie mógł. Chociaż, gdyby stojący przed nim Jurgen i Bart poprosili, może... kto wie...
    Sir Nożownik infiltrujący lochy wyglądał doprawdy imponująco. Zwinnie i precyzyjnie ciął strażników po gardłach. Ciała zwalały się równomiernie, bez krzyków, dokładnie jak kostki domina, a krew tryskała na ściany prawie jak spray. Fajerwerków tam byście nie zobaczyli. Można powiedzieć, że bardziej niż rzeźnię przypominało to formowanie parówek. Żadnego wejścia smoka. A smoka, póki co, nie było widać.
    A rządca zakończył żmudne krwawienie i przeszedł do konkretów.

    - Ćśś, słyszysz?
    Istotnie, było czego nadsłuchiwać. Ale biedny i zaniedbany król wyłapał tylko upadanie martwych strażników na kamienne podłoże gdzieś pod nimi, które w swej mądrości wziął za...
    - Proszę!
    - Nie, Sędzik! – stwierdził chłop. – To dochodzi z lochów.
    - Lochów? Myślisz? – szepnął. Natychmiast zaczął się też zastanawiać, dlaczego szepcze. – Ale po co ktoś miałby pukać do lochów?
    Roderyk zrozumiał.
    - A, ty myślisz o pukaniu. Nie, posłuchaj: smok!
    Teraz króla ogarnęła melancholia dotycząca tego, jakie kompleksy ma jego współwięzień. Sapanie, które biegło z dołu, trwało już godzinę z hakiem. Tyle, że Sędzimir wziął je za oznakę przyszłego obiadu.
    - Obudził się? – zapytał.
    Chłop poczuł się dziwnie zagubiony. Powoli prześledził tragiczne domysły króla.
    - Nie! – wrzasnął. – Nie chodzi o bulgotanie z kuchni, ty... o, najjaśniejszy! Smok uciekł i dobija się do lochów!
    Znajdowali się w wieży, odcięci od zamku, chronieni przez strzeżone przejście przez lochy i twierdzę pełną dobrych, walecznych chłopców. A ty nazywasz się Sędzimir XVII, król Rzeczpospolitej Szlacheckiej, którego matką była... była... Nie odpływaj! Odpocznij, weź głęboki oddech! Przecież nie możesz być głupszy od chłopa!!! Za chwilę się obudzisz...
    - E... panie? Może jakieś przedsięwzięcie?
    - Tak, uciekajmy!
    - No, brawo! Jesteśmy spowrotem, jak widzę. Teraz – czym? Jak?
    <<...udziela się łaski Sędzimirowi XVII oraz Roderykowi, synowi Tadeusza, z Bożej łaski nadanej przez naród, podpisanej i zatwierdzonej przez króla, niżej podpisanego...>>
    - To nie przejdzie – stwierdził chłop.
    Przeciwnie, przeszło. Ale kraty dziwnym zrządzeniem losu pozostały niewzruszone.
    Myśl! Łom, wytrych, pieniądze... Ależ!
    - Gęsie pióro – powiedział Sędzimir. Jakimś magicznym sposobem sprawił, że zawias skapitulował.
    - Obyś, panie, nie miał potomka – powiedział skonfundowany Roderyk. – Jeżeli wszyscy przyszli władcy mają mieć zadatki na złodziei, to...
    - Obawiam się, że ta skłonność najłatwiej przechodzi z ojca na syna. – Król roześmiał się serdecznie.

    Skrytobójcy zadali kilka ostatnich cięć i zgromadzili się pod wrotami do pokaźnej komnaty. Teraz zostali tylko oni, król i smok. Nikt do końca nie wiedział, co to jest ten „smok”, ale zgodnie z tradycją należało się go bać. Z drugiej strony, skoro jakiś święty załatwił jednego, to czemu nie oni? E, damy radę!
    - Wchodzimy – powiedział Jurgen, a reszta poczuła mądrość w jego słowach i wyważyła kratę łomem.
    Zawiasy puściły, odsłaniając śpiącego stwora.
    Skradali się przez ciemność, robiąc zawiesiste pętle wokół czegoś, co umownie określili mianem wroga. Ciche pochrapywanie odbijało się echem od ścian. To było duże pomieszczenie, bardzo duże. Oni natomiast znali tylko tę część, która właśnie dotykała im pobieżnie stóp. Zimne, surowe podłoże, co zważywszy na opowieści o smoczym ogniu było dość dziwne. Tajemnicze pomieszczenie kryło jakąś tajemnicę, czuli to. A oprócz ich trzech i smoka zmieściłaby się tu zapewne i armia wkurzonych strażników. Nie, strażnicy zawsze rozmawiają. Każdy jeden. Zaraz któryś zapytałby pewnie, co to za przeciąg, który otwiera zapieczętowane drzwi, do tego pod ziemią. Tu było coś innego. Ktoś inny. Oczywiście dla skrytobójcy nie ma gorszej wizji niż inny, wrogi skrytobójca.
    Otworzyli drzwi. Dlaczego je otworzyli, do diabła?! Ktokolwiek tu jest, krąży już za nimi, gotowy zasztyletować, uderzyć na wszystkich trzech i zabić. Wykrawić. I wtedy zabłysł ogień.
    Pochodnia. A wokół niej nic tylko gołe ściany. Gobeliny, kawałek stołu. Skrytobójcy przestali krążyć, instynkt przejął nad nimi kontrolę. Ślepo podążyli jak najdalej, próbując wyprowadzić w błąd wrogów. Kim jest ten, który tak szybko ucieka łunie światła? Ilu ich jest?
    Sir Nożownik cofał się, co raz bardziej i bardziej oddalając się od pochodni. Aż dotknął ściany, a wtedy się uspokoił. Ktokolwiek tam jest, nie zaatakuje go od tyłu. Będzie zmuszony walczyć. Tylko, że moment uspokojenia przyniósł jedynie nawałnicę przerażających myśli. Skrytobójca pozbył się uroku i przypomniał sobie, po co wchodził do komnaty.
    Smok był spokojny, gdy zabijał Barta i Jurgena. Ci dwaj byli już na taki stopień skonfundowani, że zdawali się nie przejmować, gdy olbrzymi gad odrąbał im ogonem głowy. Przyjęli to z godnością. Dwa następujące potem kłapnięcia oznaczały już tylko ucztę. Gdzie się podział ten trzeci? Stworzenie wyczuło go bez problemu: przerażona istota krzątała się bardzo niedaleko. Niestety było zbyt ciemno, aby chluśnięcie ogniem rozwiązało kwestię skrytobójcy. Cóż tam, jest tylko jeden. Podejdźmy bliżej!
    Pędząca bestia strzeliła ze skrzydła jak biczem, tak, że sir Nożownik musiał paść na podłogę, by uniknąć śmierci. Kołtun ognia osmalił mu nieco podarty już płaszcz, gdy się podnosił. Bezużyteczny materiał zdjął i rzucił na twarz stworzenia, po czym puścił się biegiem w losowym kierunku. Po kolejnym wystrzale płomieni ujrzał drabinę; nie myśląc długo rzucił się ku niej i parł w górę. Zdezorientowany smok pozbył się z głowy peleryny i długą szyją uderzył w strop. Człowiek wrzasnął, ale zamiast umierać postanowił tym szybciej dodrapać się do klapy w suficie. Dla smoka było za późno.


PS. Tak, nie czytałem go, nie poprawiałem nawet, nie mam pojęcia, o czym jest, ale mniej-więcej kojarzę xD

Offline

 

#2 2008-08-05 16:08:15

Caislohen

Grafomańska dusza

12045095
Skąd: Moriand
Zarejestrowany: 2008-04-20
Posty: 329
Punktów :   

Re: Sędzimir

Myślałem, że komentowałem to opowiadanie, ale zauważyłem, że brak tutaj mojego posta. Postanowiłem zabrać się za pisanie krytyki, bo, jak widzę, nikomu się nie chce, ale po czasie zauważyłem, że krytyka jest już napisana. Swoim zwyczajem piszę wszytko w edytorze tekstu, a potem wrzucam na forum - a w tym przypadku zapomniałem. Przepraszam, że dopiero teraz, ale lepiej późno niż wcale. Szkoda tylko, że do tego czasu nikt jeszcze nie napisał pod tym tekstem - ach, forum już dawno zdechło, nikomu się nic nie chce.

spoczywał jaki tłusty człowiek

jakiś - litrówka.

sądząc po wypalonym na zwłokach znaku - szlachcic.

Wydaje mi się, że lepsze słowo to: 'na ciele'. U Ciebie brzmi to tak, jakby dopiero po śmierci wypalili znak temu człowiekowi, jak gdyby dopiero po śmierci stał się szlachcicem.

powtórzył po raz n-ty Żyd-lichwiarz.

Nie podoba mi się to określenie w tym opowiadaniu. A z tego co wiem, nie stosuje sie takich zabiegów tekstach literackich. Lepiej znaleźć jakieś inne słowo.

w ciągu jednego grilla przekonał wszystkich

Nie wiem, w jakim kontekście użyłeś tego słowa. Co ono oznacza w tekście? Ma jakieś swoje znaczenie? W narracji, jeszcze by przeszło, ale w dialogu, nie bardzo. Myślę, że wtedy (jeśli mówimy o jakiś realiach historycznych) nie używano, a może nawet nie znano takiego słowa.

Teraz wszyscy już stali na stole

Wielki stół. Na pewno ma mocne dębowe nogi.

Prosto sprzed złowrogiego ostrza sir Nożownika. Uniknął zamachu, to niedopuszczalne.

Kropka po Nożowniku jest niepotrzebna. Sprawia, że pierwsze zdanie jest bez sensu.

włamać się do strzeżonego lochu („phi! To wbrew naturze!”), aby go dorwać.

?

Grupa amatorów rozchodzi się, gdy słyszy o złocie.

Nie rozumiem. Wydaje mi się, że gdy mowa o złocie, a w tekście jest to niebagatelna suma, to wtedy zlatuje się jak najliczniejsza grupa morderców. Każdy, nawet parszywy łotrzyk, chce zdobyć to złoto. Choć nie wiem, różne są ludzkiska.

Powszechnie wiadomo, że to właśnie oni go zabiją.

No to nawet król wie, kto go zabije. Wszyscy wiedzą.

ten największy i najbardziej błyszczący.

Nie chcę się czepiać, ale takie noże są zazwyczaj tępe jak *** (wstaw sobie to, co lubisz). Warto by podkreślić charakter skrytobójców, pisząc: 'ostre zakrwawione ostrza'. Już wiadomo, że ci zabójcy, to nie byle kto. Krew świadczy już o czymś... Warto to przemyśleć.

może... ykhm, naszkicuję ich nieco.

ykhm? może? Zamiast pisać takie wstawki, wal pan śmiało.

Byli więc to Jurgen, Bart i sir Nożownik. Tylko tyle o nich wiadomo, że ostatniego uważano za najgroźniejszego, a zdaje się Bart miał taki zabawny tubalny głos.

Szkic pierwsza klasa. Najpierw piszesz, że tylko naszkicujesz, bo nie warto pisać mroczej opowieści i skrytobójcach - a potem piszesz "Tylko tyle o nich wiadomo, że ostatniego uważano za najgroźniejszego, a zdaje się Bart miał taki zabawny tubalny głos." Ja się pytam - kto zna tożsamość tych panów?

Wydaje się, że ma głęboko w nosie tytuły.

To po co zwraca się 'królu'? Nie trzyma się to kupy.

(„ogień to mógł sobie pominąć”)

Nie pojmuję tego. A poza tym, nawiasów w tekstach literackich unika się jak najbardziej - wręcz nie stosuje, bo nie jest stylistyczne.

<<Królewskim przywilejem, nadanym przez wiekową tradycję i Boga Wszechmogącego, uroczyście przyznaję placówkom więziennym na terenie Rzeczpospolitej Szlacheckiej...>>

A to co? Tak po prostu pojawiło się i sobie jest?

rozmawiać z wieśniakami o imieniu Roderyk

Tego to już nie rozumiem kompletnie. Tak po prostu wsadzili króla to jakiejś dziury i to z wieśniakiem w celi? Ale papiery do rządzenia krajem mu dali. Chyba po to, aby sobie podcierał. Król był rzeczywiście jakimś dziwakiem, że chciał się zamknąć z chłopem w celi.

Sędzimir spojrzał, a mury zadrżały od stężenia gniewu w jego ślepiach. A spojrzał na Roderyka.
    - Tutaj? – rzucił obojętnie.

Z gniewem, wręcz z nienawiścią w spojrzeniu mówi sobie, ot tak? Zwyczajnie?

krew tryskała na ściany prawie jak spray.

Obrazowe, ale przesadzone. Mnie to już odrzuciło na kilkadziesiąc kilometrów, ale z czystego obowiązku czytam dalej.

Fajerwerków tam byście nie zobaczyli.

Ciekawe, dlaczego. Prochu nie znali, ot co. A może akcja dzieje się później?

bardziej niż rzeźnię przypominało to formowanie parówek.

Gdyby nie fakt, że to już blisko końca, przestałbym czytać. Na prawdę, kolejne słowo, które ma się jak piernik do wiatraka, w tym tekście. Już mi nie dobrze. Dalej z resztą też czytam i mi się odbija.

A rządca zakończył żmudne krwawienie i przeszedł do konkretów.

Pewnie teraz pora na wyzionięcie ducha. Ach, nie traci czasu człowiek.

- Ćśś, słyszysz?

Kto to powiedział?

wyłapał tylko upadanie martwych strażników

Ciekawe jak on to robi.

To dochodzi z lochów.

A gdzie, za przeproszeniem, oni się znajdują? Nie w lochach?

- Lochów? Myślisz? – szepnął.

Domyślam się, że to król, choć wynika z kontekstu coś zupełnie innego.

trwało już godzinę z hakiem

Wiesz o co mi chodzi?

Znajdowali się w wieży

Teraz już wiadomo, gdzie znajdowali się król i chłop. Tylko zastanawia mnie, dlaczego wsadzili jakiegoś wieśniaka do wieży? Bo król sobie tego zażyczył?

twierdzę pełną dobrych, walecznych chłopców.

Rycerze zajęci: a) krwawieniem, lub b) chędożeniem dziewek.

<<...udziela się łaski Sędzimirowi XVII oraz Roderykowi, synowi Tadeusza, z Bożej łaski nadanej przez naród, podpisanej i zatwierdzonej przez króla, niżej podpisanego...>>

Zaczynam rozumieć, co to jest.

wyważyła kratę łomem.
    Zawiasy puściły, odsłaniając śpiącego stwora.

Smokowi słoń nadepł na ucho. Taki głuchy? A po drugie to drzwi, gdy już upadły odsłonuły potwora, a nie zawiasy.

strzeliła ze skrzydła jak biczem

Awykonalne.

ale zamiast umierać postanowił tym szybciej dodrapać się do klapy w suficie.

Aby umrzeć, trzeba to sobie postanowić? I co to znaczy "dodrapać"?

I już po wszystkim. Nareszcie. Na początku tekst był łagodny i przyswajalny, lecz potem chciałem rzucić nim w kąt. Autorze, chyba nie wiesz o czym chciałeś pisać i nie wiesz co Ci wyszło.

nie mam pojęcia, o czym jest, ale mniej-więcej kojarzę

Ja też nie mam pojęcie,a nawet nie kojarzę. Po lekturze tego opowiadania miałem dość wszystkiego. Smoków, skrytobójców, królów i tym podobnych. Myślałem, że to będzie dobry tekst z politycznymi intrygami na tle historycznym, lecz wszyła idiotyczna i głupawa rąbanka w stylu fantasy.

1) Dziwny styl narracji. Mi się nie spodobał. Liczne wstawki i wtrącenia typu: "może... ykhm, naszkicuję"; "Bądźmy jednak realistami"; "A więc od początku.". Mnie takie coś nie bierze, wręcz odrzuca na kilometr.
2) Mieszasz czasy - przeszły z teraźniejszym - z tym należy ostrożnie. Ja przez pewien czas się pogubiłem.

A tak już poza wszystkim, sprawdziłem etymologię imienia Sędzimir i ni w ząb nie pasuje mi to do postaci prezentowanej w opowiadaniu.


Jeśli coś jest niejasnego, chcesz o coś zapytać - dowiedzieć dlaczego się przyczepiłem - pisz.


A'iere! Elenia Nu Lauriel || Lauriel Ainia Nu viel

Offline

 

#3 2008-08-05 18:46:46

Folvor

Strażnik

Zarejestrowany: 2008-05-13
Posty: 134
Punktów :   

Re: Sędzimir

Dlatego też go nie kończyłem
Chciałem nieco rozruszać forum, dlatego wstawiłem. Rozumiem komentarze, choć w kilku miejscach wykazujesz zbyt racjonalne myślenie, jak na fana fantasy xD

Offline

 

#4 2008-08-06 08:01:07

Caislohen

Grafomańska dusza

12045095
Skąd: Moriand
Zarejestrowany: 2008-04-20
Posty: 329
Punktów :   

Re: Sędzimir

Możliwe, że głupoty wypisuje, ale nie pamiętam, kiedy napisałem ten komentarz.
Chyba za raz po ukazaniu się tekstu na forum, ale jakoś zapomniałem wrzucić i krytyka leżała na twardzielu. Dopiero wczoraj zobaczyłem i stwierdziłem, że jednak, jak już napisałem, to wrzucę.
Szczerze mówiąc trochę poprawiałem, ale nie pamiętałem o czym samo opowiadanie byłe, więc poprawiłem tylko gramatykę...
Twoje opowiadanie czytałem bardziej z przymrużeniem oka na fantasy - sama postać Sędzimira już włączyła historyczny filtr.


Jeśli coś jest niejasnego, chcesz o coś zapytać - dowiedzieć dlaczego się przyczepiłem - pisz.


A'iere! Elenia Nu Lauriel || Lauriel Ainia Nu viel

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plgrzejniki purmo we wrocławiu Hologramy na legitymacje psycholog Piła