#1 2008-07-03 19:39:47

Caislohen

Grafomańska dusza

12045095
Skąd: Moriand
Zarejestrowany: 2008-04-20
Posty: 329
Punktów :   

Znak Światła

Publikuję więc kolejny tekścik, który popełniłem.
Jest to coś, co świetnie znalazłoby się w środku czegoś większego. Jak na razie zamieszczam pierwszą część, bo druga (krótsza) jest w przygotowaniu i niebawem będzie.
Premiera na hewito - macie, rozszarpujcie i znęcajcie się - mi to nie przeszkadza

===============================
I - Znak Światła

    - Czy to jest na pewno bezpieczna droga? – zapytał Astan Ibnlia wyglądając na górską przełęcz. Caralh, kobieta ze Wschodu, pociągnęła lekko nosem.
- Bezpieczna? – zadrwiła. – Mało kto zapuszcza się tutaj. Choć przy twojej obecności te góry mogą być zagrożone.
- Zamilcz! – krzyknął Astan. – A może chcesz posmakować mojego noża, co? – Po czym położył dłoń na rękojeści broni.
- Nie kłóćcie się – wtrącił Zar’cor. – Nie po to tutaj przybyliśmy.
- Ma rację – znów odezwał się Ibnlia.
Kobieta ze Wschodu jednak milczała. Dobrze wiedziała, że nie ma sensu wdawać się w sprzeczki z rzezimieszkiem z Asterlanu. Przeklęci wyspiarze, pomyślała i pierwsza ruszyła w drogę ku przełęczy.
Za raz za nią poszedł Zar’cor són Hain, a na końcu maszerował Astan.
Szli długie godziny kamienistymi zboczami i nie raz zsuwali się, tracąc niemało czasu.
Chcieli jak najszybciej przebyć góry Ergorhai, w przeciwnym razie musieliby spróbować przez Dolinę.
Wieczorem zrozumieli, ze przełęcz jest niedostępna.
- Niebawem stracę czucie w nogach – jęczał Wyspiarz, leżąc nieopodal na skale.
- Jak, w takim razie, mogłeś być rabusiem na wyspie? – zapytała Caralh. Znów drwiła z Asterlana, który krzywił usta w gniewie.
- Przebyliśmy zaledwie kilkanaście mil – dodała kobieta i rzuciła worek na ziemię. Wyjęła bukłak wody i zaczerpnęła parę łyków.
Zar’cor również spoczął.
- Nie ma szans – rzekł. – Byśmy przebyli te góry.
- Zwłaszcza z tym słabeuszem – wtrąciła kobieta ze Wschodu. Astan spojrzał jedynie spode łba.
- Musimy zawrócić. - Kontynuował Zar'cor. - I skierować się do Zdechłej Doliny.
Nazwa zjeżyła włosy u wędrowców.
- Nie mamy wyboru. To jedyna droga.
- Uaa... Przeklęte to miejsce - stwierdził Ibnlia. - Lepiej tam nie wchodzić.
- Boisz się? Można przejść Dolinę bez straty włosa - Caralh pogardliwie zmierzyła wzrokiem Asterlana.
- Wiesz jak? - Zdziwił się Wyspiarz.
- Nie, ale wiem, że to możliwe.

    U stóp gór Ergorhai znajdowało się Upsal. Miasto odległe kilkadziesiąt mil od następnego, lecz tętniące życiem i najbliżej położone od Doliny. To tam postanowili skierować się trzej wędrowcy, by dowiedzieć się jak ją przejść. Mieli nadzieję że niebawem przejdą na drugą stronę gór. Nie myśleli jednak o tym, co może stać się wkrótce.
    Po drodze, wędrowcy nocowali, a do Upsal dotarli następnego dnia przed południem.
Stwierdzili, że lepiej będzie rozdzielić się i osobno poszukać sposobu na przejście Doliny.
- Nie po drodze nam to miasto - mówił Astan jeszcze przed rozłąką. - Dziwnie się czuje, gdy wspomnę, że mamy tam wchodzić.
- A wolałbyś nakładać wiele mil, by szukać bezpiecznej i dostępnej przełęczy w górach? - Caralh nawet lubiła czasami podenerwować Wyspiarza. Robił się wtedy czerwieńszy, co przy jego naturze Asterlana, wyglądało, jakby zmieniał białą skórę na skórę zwykłych ludzi, tych z Kontynentu. - Bardziej powinieneś bać się Zdechłej Doliny, niż Upsal.
- Zawsze możesz zrezygnować z wyprawy. - Dołączył do rozmowy Zar'cor. - Mag nic nie mówił o obowiązku dotarcie do celu.
Caralh skinęła głową.
- Jeżeli chcesz - rzekła. - Zawróć, a gdy spotkamy się następnym razem, w co wątpię, to powiem ci, co straciłeś.
- Jedyne co mogę stracić, to życie - odparł Wyspiarz. Wiedział, że nie może zrezygnować. Wyprawa była celem, nie tylko dla niego, ale dla wszystkich pobratymców, którym chciał udowodnić swoją siłę.

Najpierw do Upsal zawitać miał Astan, a za raz potem Caralh. Na końcu - Zar'cor, który stał się mimowolnie dowódcą grupy. Nikt nie zauważył, że podejmował decyzje, rozwiązywał konflikty i przewodniczył w wędrówce. A przecież, tak mało o nim wiedzieli. Zar'cor mówił mniej o przeszłości, niż dwoje towarzyszy.
Przedstawił się tylko jako syn Haina, kupca z Północnej wyspy Azc'ban. Nie był białoskórym, jak Ibnlia. Twierdził, że chce być magiem, by pomagać rodakom.
Caralh również mówiła podobnie o swoich ambicjach bycia czarodziejem. Na Wschodzie, skąd pochodziła, nie działo się dobrze, więc chciała pomóc. Była prostą kobietą, samotną i starającą się nie ustępować innym.
Takie same pragnienia miał Astan. Na wyspie Asterlan uchodził za zbrodniarza, który nie potrafił więcej od grożenia swoim nożem i narzekania.
Nikomu nie trzeba było znać całej opowieści o życiu towarzyszy, by wyruszyć na wyprawę. Gdyby to było konieczne, Mag nie dopuściłby ich do spotkania i nie wymagał złożenia obietnicy.

    Upita była największą karczmą w Upsal i przychodziło do niej wielu ludzi. Mieszkańcy miasta bardzo nie lubili wszelkich nieludzi, tak więc, innych ras nie spotykano w okolicy.
Do Upity wszedł wyskoki mężczyzna z kapturem na głowie. Nie zdejmując płaszcza, podszedł do lady i zawołał:
- Piwa!
Niektórzy z obecnych spojrzeli niepewnie na gościa; obawiali się kolejnych dziwaków w mieście. Gdy tajemniczy przybysz pił już piwo, podszedł do niego gruby i niski mężczyzna. Po karczmie rozległy się szepty i szmery.
- Czego tutaj chcesz odmieńcu? - zapytał grubas. - Wracaj do siebie, bo za tą białą skórę możesz oberwać.
Gość ściągnął kaptur, ukazując białą jak mleko twarz. Włosy, równie białe, opadły na ramiona.
Na widok białoskórego ludzie w karczmie pokrzywili usta. Rzadko do Upsal zapuszczał się wyspiarz.
- Szukam przejścia przez Zdechłą Dolinę - rzekł Astan.
Grubas parsknął śmiechem. Powiało od niego piwem i czosnkiem.
- Przejścia? Przez Zdechlicę, co? Wy biali z wysp macie niepokolei w głowach.
- Milcz! - wybuchł Wyspiarz. Nie cierpiał, gdy obrażano jego osobę, a tym bardziej rasę Asterlanu. - Chcę tylko wiedzieć, jak przejść. Tyle, nic więcej.
- Jak przejść przez Dolinę, tak? - Grubas uśmiechał się szyderczo i trzymał za tłustą brodę.
- Niecki nie da się przejść - zawołał ktoś siedzący w karczmie. - Powiedz mu, Turk.
- Stul pysk! - Gruby przystąpił o krok. - Ja mówię, więc wszyscy wara, ja odpowiednio zajmę się gościem - znów uśmieszek..
Turk spojrzał na Astana i w końcu powiedział:
- Białoskóry chce iść do Zdechlicy? A czego taki, jak ty, może tam szukać?
- Niczego tam nie szukam. Chcę dostać się na drugą stronę, a przełęcze górskie są zbyt niedostępne i niebezpieczne.
Po tych słowach, w Upicie pojawiła się Caralh. Stanęła przy ladzie za Wyspiarzem, który jej nie zauważył, a Grubas nie zwrócił uwagi.
- Patrzcie państwo! - ryknął. - Taki odmieniec chce do Zdechlicy, a przełęczy mu straszno.
Śmiał się, a wszyscy zebrani zawtórowali jeszcze głośniej.
Astan wiedział, że nie uda się mu uzyskać potrzebnych informacji. Za bardzo się wyróżniał.
Gdy rechot zebranych ucichł, odezwała się Caralh:
- A tobie, spaślaku, co do tego?
Turk wybałuszył oczy i sczerwieniał. Z zaciśniętymi pięściami podszedł do kobiety.
- Nie myśl, że jak jesteś kobietą i możesz rodzić dzieci, to wszystko ci wolno. - Splunął na podłogę, pod nogi Caralh. Ta jednak nie drgnęła. Mówiła dalej:
- A ty nie myśl, że jak ktoś jest biały, to od razu inny.
- Trzymajcie mnie, bo przyrżnę. Masz na myśli tego białasa? Oni wszyscy szubrawcy, więc go nie broń.
Astan również był wściekły, po raz kolejny obrażano jego rasę, lecz zdołał się opanować.
Kobieta ze Wschodu milczała chwilę.
- Nie bronię go - wyrzuciła w końcu. - Tylko zmierzamy tą samą drogą... Ja też chcę przejść Zdechłą Dolinę.
Grubas uśmiechnął się szyderczo obnażając pożółkłe kły.
- No to już wasz problem - rzekł. - Jak to się mówi, co dwa łby, to nie jeden. - Spojrzał na wyspiarza i kobietę. - Zjeżdżają się tacy dziwacy - dodał, lecz do wszystkich w karczmie. - I myślą, że są nieśmiertelni. Zdechlica, to Zdechlica, żaden nie wraca żywy.
Na te słowa wielu ludzi odpowiedziało twierdzącym okrzykiem, a Turk odszedł z powrotem do stolika, by pić piwo.
    Znów w Upicie nastała biesiada i nikt nie zwracał już uwagi na Caralh i Astana, którzy zawiedzeni i zdenerwowani usiedli na uboczu, by czekać na Zar’cora. W nim pokładali ostatnią nadzieję.
Gdy oczekiwanie zmieniło się w mękę, do stolika Asterlana i kobiety ze Wschodu podszedł stary człowiek.
- Mieliście szczęście. Turk widocznie dziś nie ma dobrego dnia, bo zazwyczaj, gdy spotyka nieludzi bądź awanturników, to rozprawia się z nimi od razu.
- Kim jesteś i czego chcesz? - zapytał pochmurnie Ibnlia.
- Zwą mnie Mmold i wiem jak przebyć Zdechłą Dolinę.
- Mów więc co wiesz – odparła Caralh. - Zapłacimy, jak chcesz...
- Nie, nie trzeba. Wystarczy, że mnie ze sobą zabierzecie, gdy uda wam się zdobyć Znak Światła.
- Znak światła? - Wyspiarz zmarszczył brwi.
- Tak. To niezbędne do przejścia przez Zdechlicę, jak zwykli ja tu nazywać - ostatnie słowa starzec dodał jakby do siebie. Pogładził się po łysej głowie - Macie taki znak?
Cisza.
- Musicie go zdobyć, jeśli chcecie przejść przez Dolinę. Na prawdę nie macie?
Caralh i Astan zaprzeczyli. Mmold spochmurniał, szare oczy zabłądziły na klepisko.

Wędrowcy wiedzieli teraz, co jest potrzebne do przejścia przez Dolinę, a tylko musieli jeszcze posiadać owy Znak Światła. Staruszek milczał, nie chciał nawet wyjawić, jak wyglądał Znak, ani gdzie można go znaleźć.

    Nagle, w karczmie powstał wielki gwar, a gruby Turk znów krzyknął piwnym głosem:
- No, no! Kolejny przybysz.
Wraz z tymi słowami Astan i Caralh oraz wszyscy biesiadnicy spojrzeli ku wejściu. Na progu stał Zar'cor i rozglądał się po sali. Kobieta ze Wschodu chciała podejść, lecz Asterlan powstrzymał ją kładąc rękę na ramieniu.
- Już trzeci szaleniec tego dnia - ciągnął Gruby. - I co? Ty też do Zdechlicy?
Przybysz nie odpowiedział. Zignorował Turka, któremu było to nie w smak.
- Słuchaj, jak do ciebie mówię, włóczęgo. Słyszysz?
Grubas nie zastanawiając się sięgnął po mały miecz, który leżał przy jego stołku.
- Odpowiadaj, jak się pytają! - wrzasnął i wstając zatoczył mieczem w powietrzu.
Caralh i Astan siedzieli w napięciu. Bali się, że ich towarzysza zaatakuje nie tylko Turk, ale i jego pobratymcy.

Zar'cor jednak podszedł do lady i gestem zamówił piwo. Nic nie mówił, więc tym bardziej wzięto go za szaleńca i dziwaka.
Gruby podszedł do niego. Pomachał mieczykiem, by pokazać, że nie żartuje.
- Będziesz mówił? Co? Bo jak nie, to cię rozpłatam, a moje psy nie zaznają głodu. Słyszysz?!
Już nie mógł wytrzymać ignorancji przybysza. Kipiał i wrzał, a oczy chciały wyskoczyć z orbit.
Nie czekając na nic, Turk wziął zamach i chciał pchnąć miecz w bok przeciwnika, lecz ten błyskawicznie odwrócił się i odskoczył.
Grubas nie spodziewał się tego. Przeszył powietrze i potykając się o krzesło, upadł. Rozległ się rubaszny śmiech, co dodatkowo rozjuszyło Turka, który krzyknął:
- Takiś sprytny? Spróbuj tego!
Wziął zamach zza głowy, lecz rywal odparował cios mieczem, który gładko wyszedł z pochwy.
Walka trwała jakiś czas, dopóki Gruby nie przewracał się ze zmęczenia, a Zar'cor nie odrzucił jego miecza. Nikomu nie chciało się wstawać, by pomóc Turkowi. Każdy jego błąd kwitowano śmiechem.
W końcu Grubas poddał się, a Zar'cor wrócił do lady, by dokończyć piwo.
- Świetna walka - pochwalił karczmarz, choć tak na prawdę wiedział, że walka z pijakiem jest z góry wygrana. Nie chciał tego mówić, bowiem Turk bywał groźny, a dziś na pewno nie był w najlepszym stanie.
Gruby klął pod nosem i z  goryczą podniósł się z ziemi.
Walka była skończona, lecz podszedł do przybysza.
- Myślisz, że wygrałeś? - powiedział z wyrzutem. Jedną ręką chwycił przeciwnika za ramię i pociągnął. W drugiej trzymał nóż, którym chciał przeciwnikowi przebić pierś, lecz zdziwił się po raz kolejny. Zabrzmiało żelazo.
Turk zerwał Zar'corowi płaszcz. Wszyscy w Upicie ujrzeli lśniący napierśnik. Na środku widniała złota ośmioramienna gwiazda.
Mężczyzna spojrzał groźnie na Grubego, zabrał płaszcz i wyszedł z karczmy. Wszystkim zaparło dech w piersiach.
- To właśnie znak... - wydusił z siebie Mmold. - Znak światła.
Caralh i Astan na te słowa od razu ruszyli za Zar’corem. Nie potrzebowali znaku na Zdechłą Dolinę, to ich towarzysz go miał.
- Może w końcu powiesz kim jesteś? - mówił zdenerwowany Astan, gdy już znaleźli kompana. - Ta zbroja i...
- Zdobyłem konie na dalszą podróż - odparł spokojnie Zar'cor. - Nie musimy męczyć stóp.
- Po co w ogóle zdążasz na południe? - dodała Caralh. Wiedziała, że mężczyzna coś ukrywa.
Syn Haina z Azc'ban nie odpowiadał. Wiedział, że nie uniknie wyjaśnień. W końcu wydało się, pomyślał.
- To jak? - zawołał starzec, który pojawił się nagle. - Jedziemy do Doliny?
Zar'cor spojrzał krzywo.
- On zna sposób przejścia przez Zdechłą Dolinę - wytłumaczyła kobieta ze Wschodu.
- Tak, tak - Mmolg zamrugał i obnażył bezzębną szczękę. - Potrzebny jest znak.
- I ty go masz - dopowiedział Astan. - Znak światła, który masz na napierśniku umożliwia bezpieczne przejście przez Zdechlicę.

    Gdy już jechali do Doliny zostawiając daleko za plecami Upsal, pierwszy odezwał się Mmold. Staruszek podrapał się po łysinie.
- Czy Zakon Światła jeszcze istnieje, młody rycerzu? – zwrócił to pytanie do Zar’cora, z którym siedział razem w siodle.
- Nie wiem. Nigdy nie byłem rycerzem w żadnym zakonie…
- Jak to? – Asterlan aż podskoczył w siodle. – To skąd ten napierśnik ze Znakiem?
Wyspiarz uprzedził Mmolda i Caralh, którzy również chcieli o to zapytać.
- Nie będę ukrywał, że napierśnik nie jest moją własnością – odpowiedział syn Haina. Musiał jakoś wytłumaczyć się towarzyszom. Nie tego spodziewali się usłyszeń, lecz to wydawało się najodpowiedniejsze, by zamknąć im usta na kolejne pytania. – Ongiś kupiłem zbroję od pewnego handlarza, który pewnie zdobył ją zdejmując z martwego rycerza – Zar’cor ciągnął opowieść. – Cena nie była wysoka, co tłumaczyło, że kupiec chce pozbyć się pancerza jak najprędzej. Byłem wtedy naiwny, więc nie zastanawiałem się długo. Wziąłem cała zbroję, lecz noszę tylko cześć i ukrywam ją pod ubraniem. Nadal czuję, że to nie ja jestem jej właścicielem.
    Dalszą drogę jechali w milczeniu. Przejechali konno wiele mil, nim zaczęło zmierzchać. Wraz z zachodem słońca rozbili obóz na skraju sosnowego boru.
Gdy resztki mięsa skwierczały w płomieniach ogniska, stary Mmold zaczął coś mówić do siebie:
- Jak to? Jak to? Nie jego?
- Dobrze się czujesz? – zapytał Astan, który akurat pełnił wartę. – Wszystko w porządku?
- Co? – starzec wydawał się obudzić z letargu. – Coś się stało?
Białoskóry nic nie odpowiedział. Zaległa cisza i staruszek już nic nie mówił.
    Ranek był rześki i mglisty.
- Musimy już dziś przebyć Zdechłą Dolinę – mówił Zar’cor. – Strwoniliśmy już wystarczająco czasu, teraz trzeba ponaglać konie.
- Skrócimy drogę przez bór? – zapytał Mmold. – Jazda nie będzie tak przyjemna, lecz na pewno szybciej dotrzemy na miejsce.
Mężczyzna zgodził się. Ibnlia i Caralh nie protestowali – mimo że nie chcieli przedzierać się przez gąszcz drzew.
Gdy konie były gotowe, podróżnicy ruszyli dalej.
Wkrótce dotarli do lasu i zanurzyli się w zieleni.
- Co takiego strasznego kryje się w Zdechłej Dolinie, że wszyscy jej unikają? – Zaintrygowana Caralh przerwała ciszę.
- Lepiej nie pytaj – Astan przekręcił się w siodle. – Sama nazwa to tłumaczy.
Kobieta już nie miała cierpliwości. Chciała dopiec Wyspiarzowi, lecz uprzedził ją Mmold mówiąc:
- O Zdechlicy krąży wiele legend i opowieści. Wiele z nich to plotki, lecz są i takie, które swoją wiarygodnością nie ustępują jasności słońca. Ludzie wierzą w Zdechlinę, jako miejsce zasiedlone przez magię, gdzie zwykły śmiertelnik nie przeżyje, chyba że ma Znak Światła. – Starzec uśmiechnął się i kontynuował: - Wielu podjęło się wytłumaczenia tajemnic Doliny, lecz ci, którzy ruszyli jej na spotkanie już nie powrócili.
Mmold przerwał na chwilę z kamienną twarzą.
- Stąd nazwa Zdechłej Doliny – dodał na koniec.
- A co z tymi, którzy posiadali Znak lub byli nieśmiertelni? – spytał Astan.
- Nikogo takiego nie było. – Brzmiała odpowiedź. – Lecz my będziemy pierwsi.
Starzec znów obnażył szczerbatą szczękę, a jego oczy zapłonęły z radości
Wędrowców zatrwożyła ta wiadomość.
- A skąd pewność, że na przejście przez Dolinę potrzebny jest Znak Światła? – Tym razem odezwał się Zar’cor.
- Wiele miesięcy temu – tłumaczył Mmold. – Do Upsal przybył Mag. Wszyscy myśleli, że zmierza do Zdechlicy, więc Czarodziej dowiedział się o tajemniczym miejscu. Nie czekał długo i wyjechał.
Mieszkańcy nie zdążyli nawet o nim zapomnieć i zastanawiać się, gdzie podążył. Okazało się, że jest sposób na Zdechlinę. Mag mówił o ośmioramiennej gwieździe, jako Znaku Światła. Czarodziej wykorzystał magię, by to sprawdzić – sam bowiem nie zapuścił się do Doliny.
- Dlaczego wcześniej nie mówiłeś, że pojął tajemnicę kotliny? – rzekł z wyrzutem Zar’cor.
- Nie wspomniałem? – Mmold zmarszczył brwi. – Oh, zapewne zapomniałem, moja pamięć już nie jest wcale taka młoda.
- Magowie są na prawdę dziwni – stwierdził Astan.
- Sam chcesz nim zostać – odparła Caralh. – Nie pamiętasz gdzie tan na prawdę zmierzamy?
- Jesteście kandydatami na magów? – wtrącił Mmold. – Skoro zostaliście wybrani na uczniów, to musicie mieć szczególną moc w sobie. To dodatkowo pomoże wam, mnie również, przejść przez Zdechlicę.
Zar’cor, jakby nie słysząc tej rozmowy, rzekł:
- A wiadomo dlaczego tamten Mag nie wszedł do Doliny?
- Po pierwsze nie miał Znaku. Dziwne, prawda? – mówił starzec. – Gdy wrócił do Upsal, pamiętam ten dzień w Upicie, opowiadał, że spytał się Mocy, co pozwoli na uniknięcie spotkania śmierci w kotlinie. To duchy mu powiedziały o Znaku, a on za pomocą magii utworzył ośmioramienną gwiazdę w myślach i wyzwolił ja w postaci energii, jak mówił. Wtedy duchy mu powiedziały, że to jest Znak Światła.
Gdy wieść rozniosła się po okolicy, przypomniano sobie o starożytnym Zakonie Światła, który w swym godle miał ośmioramienną gwiazdę.
Staruszek zamilkł.
- A drugi powód? – Zauważył Astan.
Mmold ocknął się, jakby szturchnięty.
- A tak, drugi powód – rzekł z roztargnieniem. – Czarodziej po prostu zmierzał w przeciwną stronę. Nie po drodze mu było wchodzić do Zdechlicy, a poza tym, jak tłumaczył, musiałby przez cały czas pobytu w Dolinie używać magii, by utrzymać Znak Światła.
Nie chciał tracić energii.
- To bardzo ciekawe, co mówisz – odezwał się Zar’cor. – Ale skąd ty tyle wiesz? Czy to są opowieści, którymi zabawia się podczas biesiad?
- Nie, nie. To nie zmyślone opowieści. To…
Starzec chciał jeszcze coś dopowiedzieć, ale w powietrzu świsnęła strzała i ugodziła go w lewe ramię.
Mmold zachwiał się, lecz syn Haina w porę go złapał i oprał o siebie. Dał znać Caralh i Astanowi, by ruszyli galopem naprzód, sam ponaglił wierzchowca.
Pędzili przez bór nie oglądając się. Kto to mógł być? – w ich głowach pojawiało się nurtujące pytanie.
Gdy konie zwolniły ze zmęczenia, Zar’cor krzyknął, by stanęli.
Natychmiast wykonali polecenia.
- Musimy sprawdzić, czy staruszek żyje – mówił mężczyzna. - Nie przebijemy się tak łatwo, mając jakiegoś łucznika na karku.
- Nie wiadomo czy nie jest ich więcej – zauważył Wyspiarz.
- Miejmy nadzieję, że nie mają koni – dorzuciła Caralh. – Jeżeli tak, musimy od razu uciekać.
- Dobrze, lecz najpierw opatrzymy staruszka, jeśli jeszcze żyje – zsiadając ostrożnie Zar’cor wziął Mmolda na ręce.
Położył go na ziemi.
- Serce bije – rzekł przykładając ucho do piersi rannego.
Z pomocą Caralh skrócił wystające części strzały. Kobieta tłumaczyła, że nie mają czasu, jej wyjmować, gdy w każdej chwili mogą być zaatakowani.
Zrobią to później.
Mężczyzna wsadził na konia nieprzytomnego Mmolda i jeszcze pokrzepił go kordiałem.
Jeźdźcy ruszyli dalej.
Nie jechali zbyt szybko, aczkolwiek starali się uniknąć możliwego pościgu.

W południe wyjechali z lasu i ujrzeli przed sobą Zdechłą Dolinę, która zapraszała złowieszczo.
- W Dolinie nikt nas nie będzie szukał – powiedział Zar’cor.
- Poza wszelkimi plugastwami Zdechlicy – mruknął pod nosem Astan, który z każdą milą ku niecce gór Ergothai kręcił się niespokojnie w siodle.
Caralh uśmiechała się na widok Wyspiarza. Cały czas nie mogła zrozumieć, jak taki łotrzyk z wysp, przyszły Mag, mógł bać się tak bardzo.
Sama bywała w większych tarapatach, a jako kobiecie nie było jej łatwiej.
    Wieczorem jeźdźcy zatrzymali się na skraju kotliny, by przenocować i dokładniej opatrzyć Mmolda. Po wielu milach szybkiej jazdy konie były wycieńczone, a oni sami nie mieli już sił zapuszczać się dalej.
Rozpalili ognisko i przygotowali kolację.
- Wierzysz w te wszystkie opowieści? – zapytał Astan patrząc na staruszka, który nadal leżał nieprzytomny. Caralh wyjęła strzałę, a potem okładała ranę ziołami, by Mmold nie wykrwawił się na śmierć. Podejrzewała również, że grot strzały był zatruty.
- Nie wiem – odparł Zar’cor. – Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Wszystkie jego słowa były bardzo przekonywujące.
- Ja bym mu nie ufał – mówił Asterlan. – Zabraliśmy go tylko dlatego że znał sposób przejścia przez Zdechlicę i samą drogę przez Dolinę, lecz wydaje mi się, że wymyślił wszystko.
- Ale po co?
- Nie wiem, jaki cel miał, by nam to opowiadać, lecz to szaleniec. Słyszałem, jak wczorajszej nocy majaczył do siebie. Nie rozumiałem, ale człowiek przy zdrowych zmysłach tak się nie zachowuje.
- Mmold jest stary…
- Lepiej uważać. Co, gdy cały Znak Światła to bujda?
Caralh usłyszała dyskusję towarzyszy.
- Nie mamy wyboru – rzekła. – Już zapuściliśmy się za daleko, a poza tym, nie wiemy co czyha w lesie. Możemy znów zostać zaatakowani.
- Caralh ma rację – zgodził się Zar’cor. – Jedyny kierunek podróży to Zdechlica i już znajdujemy się na skraju.
- Musimy zaryzykować – zakończyła kobieta ze Wschodu.
Po jej słowach nastała cisza.
Drewno trzaskało w ognisku, a jeźdźców czekała noc w Zdechłej Dolinie.


Jeśli coś jest niejasnego, chcesz o coś zapytać - dowiedzieć dlaczego się przyczepiłem - pisz.


A'iere! Elenia Nu Lauriel || Lauriel Ainia Nu viel

Offline

 

#2 2008-07-04 12:54:09

edgar 20

Strażnik

8443190
Zarejestrowany: 2008-04-20
Posty: 164
Punktów :   

Re: Znak Światła

Jako że oceniać techniki i wykonania zbytnio nie potrafię to może nie powinienem tego robić, ale jest kilka błędów albo nie jasność -może będzie to moja wina jeśli coś wytknę, jeśli nielogicznie coś ocenię to proszę mówić bo pewnie czegoś nie zrozumiałem.

Za raz za nią poszedł Zar’cor són

Kim on był ten són, czy to nazwa własna.

wędrowcy, by dowiedzieć się jak ją przejść. Mieli nadzieję że niebawem przejdą na drugą stronę gór. Nie myśleli jednak o tym, co może stać się wkrótce.
    Po drodze, wędrowcy nocowali, a do Upsal dotarli następnego dnia przed południem.

Powtórzenie.

- Zawsze możesz zrezygnować z wyprawy. - Dołączył do rozmowy Zar'cor. - Mag nic nie mówił o obowiązku dotarcie do celu.

Trochę się dowiedziałem dlaczego idą i narażają swoje życie.

Chcieli jak najszybciej przebyć góry Ergorhai, w przeciwnym razie musieliby spróbować przez Dolinę.

Nie wiem dlaczego, przecież jak się później okazuje w dolinie grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo.

- Niebawem stracę czucie w nogach – jęczał Wyspiarz, leżąc nieopodal na skale.

Czy nie jest to dziwne że facet który przebył(ups chyba?) wiele mil nagle w górach pada z wyczerpania. Hmm.

- Musimy zawrócić. - Kontynuował Zar'cor. - I skierować się do Zdechłej Doliny.

Alpinistą nie jestem ale mogę powiedzieć iż w górach o wiele trudniej się z chodzi niż wchodzi, od tak z doświadczenia. Więc jak ten słabeusz zejdzie zaniosą go?

- Jedyne co mogę stracić, to życie - odparł Wyspiarz

Co za odwaga!!! Mógł to życie równie dobrze stracić w górach nie narażając innych.

Stwierdzili, że lepiej będzie rozdzielić się i osobno poszukać sposobu na przejście Doliny.

Jak to wejdą osobno do miasta w którym nienawidzą przybyszów.

Mieszkańcy miasta bardzo nie lubili wszelkich nieludzi, tak więc, innych ras nie spotykano w okolicy.

No właśnie.

- A ty nie myśl, że jak ktoś jest biały, to od razu inny.

Wujek dobra rada!!! Ale bez przesad.

Nie bronię go - wyrzuciła w końcu. - Tylko zmierzamy tą samą drogą... Ja też chcę przejść Zdechłą Dolinę.
Grubas uśmiechnął się szyderczo obnażając pożółkłe kły.

Ja bym pękł ze śmiechu i zapytał ilu was jeszcze będzie.

- Zwą mnie Mmold i wiem jak przebyć Zdechłą Dolinę.

Trochę już tu stoją i nawet ostro się kłócą czyżby dziadek był nie do słyszący?

- Po co w ogóle zdążasz na południe? - dodała Caralh. Wiedziała, że mężczyzna coś ukrywa.

Rany boskie po co wy tam jedziecie już myślałem że po to aby stać się magami. Już nic nie wiem.

Kończę krytykę w tym miejscu może nie uchwyciłem wszystkiego, lecz się starałem. Powiem tak czytając to opowiadanie cały czas miałem przed oczyma obrazy z serii filmów o Conanie a wcale nie jest to mój ulubiony film wręcz przeciwnie. Wolał bym żeby to wyglądało inaczej, żeby cała fabuła była inna świeża i ciekawsza, to taki utarty temat. Głównym błędem tego opowiadania jest właśnie ten schemat według którego zostało napisane, cały tekst jest schematem i nie ma w niem nic oryginalnego, zwroty akcji, kostium opowieści, bohaterowie, no dosłownie gdzie nie patrzeć tam schemat, jakbyś wszystko obliczył matematycznie a nie o to chodzi w pisaniu, bo widzisz mogą być błędy, niejasność w fabule ale jak jest ciekawe i oryginalne to się czyta fajnie i ocenia wyżej.

Offline

 

#3 2008-07-04 17:05:10

Meheal Vermos

Tutejszy

Skąd: Cesarstwo Apokalipsy
Zarejestrowany: 2008-07-02
Posty: 122
Punktów :   

Re: Znak Światła

edgar 20 ma rację, popieram przedmówcę ;]
Ale muszę też dodać nieco od siebie. Opowiadanie może sie podobać, ma jednak błędy. I można powiedzieć krótko: jest zbyt przewidywalne. Nie ma takiego dup, jakby to można opisać w krótkim słowie. Czego porównywalnego do sceny z Archiwum X bodajże, gdy Scaly czy jak to tam zasłabła, przyjechała karetka, wzieli ją bez słowa, Molder podleciał do kierowcy, a ten jednym ruchem wpakował mu kulkę w łeb. Może to brzmi niezbyt przekonująco, ale gdy zobaczyłem to na ekranie, aż gwizdnąłem. Coś takiego może się podobać. Schemat ma swoje zalety, ale jeżeli jest ogólnikowy. Do tego powinno dodać się jakiegoś skoku. Świeżości w pewnym sensie. Jeżeli to będzie w tekście, ocena powędruje znacznie wyżej, bo tak jak mówił poprzednik, coś takiego przyćmiewa błędy. edgar 20 miał świętą rację.
I jasno dodać, że moja rada brzmi: pisz więcej. Jedyne co mogę dodać to to, że najpewniej coś z tego będzie


"Człowiek to upiększony obraz kłamstw i negatywnych uczuć" - Archanioł Deireval Cean

Offline

 

#4 2008-07-04 18:10:48

edgar 20

Strażnik

8443190
Zarejestrowany: 2008-04-20
Posty: 164
Punktów :   

Re: Znak Światła

Dzięki za poparcie mojej oceny, miło jest widzieć że miało się racje i udzieliło dobrej krytyki, chciałbym żeby to pomogło autorowi. A tak na marginesie mógłby ktoś przeczytać i ocenić moje nowe opowiadanie, trochę już czekam i będę rad jeśli ktoś wreszcie to zrobi. Od taki apel.

Offline

 

#5 2008-07-04 21:06:34

Caislohen

Grafomańska dusza

12045095
Skąd: Moriand
Zarejestrowany: 2008-04-20
Posty: 329
Punktów :   

Re: Znak Światła

Rozumiem wszelkie spostrzeżenia i wyszukałem błędy, które nie powinny były zaistnieć. Dzięki za wszelkie uwagi. A co do samego tekstu, może być sztampowy, ale tym opowiadaniem chciałem bardziej sprawdzić swoją stronę techniczną, redagowanie poprawnego tekstu i zdań. Wiem, że to mnie nie tłumaczy, lecz na wielkie tekstu z ekscytującym 'dup' czy z brakiem schematu przyjdzie czas. Jak na razie 'trza' się nauczyć poprawnie pisać. A i do tej sztuki mi daleko. Człowiek uczy się przez cały czas, wiec dziękuję.
Wasze krytyki dały mi wiele do myślenia i postaram się nie popełniać tych samych błędów.


Jeśli coś jest niejasnego, chcesz o coś zapytać - dowiedzieć dlaczego się przyczepiłem - pisz.


A'iere! Elenia Nu Lauriel || Lauriel Ainia Nu viel

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plmaltańczyk miniaturka waga zaproszenia-na-komunie-wzory.eu Serwis mitsubishi Warszawa