Hewito

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

#1 2008-06-25 19:30:51

Sło(w)ik

Nowicjusz

Skąd: Suwałki
Zarejestrowany: 2008-05-01
Posty: 24
Punktów :   
WWW

Mały Fiat

Drugie podejście. Proszę o solidną krytykę, bo...nie wiem...chcę, aby ten tekst był lepszy.

To były mocne dębowe drzwi. Drzewo, z którego zostały zrobione, zapewne przez kilka stuleci dzielnie opierało się nieprzyjaznym wiatrom i deszczom. Na pewno nie jedną bezsenną noc musiało spędzić na wysłuchiwaniu przechwałek tych bezczelnych traw. Mówiły tylko o swojej "legendarnej" wiotkości, dzięki której przetrzymają burze zdolne powalić najwyższe drzewa. Wypasu stada owiec nie przetrwały. Dąb z pewnością przez wiele lat dawał mieszkańcom pobliskiej wioski cień w czasie upalnych letnich dni i schronienie przed jesiennymi deszczami. Ludzie odwdzięczyli się szybkim i bolesnym ścięciem oraz przepiłowaniem na użyteczne przedmioty. W prawdzie drewniane deski sedesowe się nie sprawdziły, ale drzwi zawsze były w modzie. To były mocne dębowe drzwi. A teraz zostały wyważone.

Do ogromnego holu wpadło dwóch mężczyzn. Wyglądali jakby wiedzieli gdzie są i po co. W końcu nikt nie trudzi się ze zniszczeniem solidnych, dębowych drzwi, aby rozglądnąć się niepewnie i zapytać: "Czy to dom państwa Kowalskich? Zastałem Jolkę?". Nie zatrzymując się nawet na moment, szybko przebiegli przez całą długość pomieszczenia i z rozpędem otworzyli następne drzwi. Słowo "otworzyli" należy przyjąć z dużą umownością. Prowadziły do obszernego salonu, gdzie był tylko starszy mężczyzna. Siedział na fotelu z gazetą rozłożoną na kolanach i spał. Strużka śliny ciekła mu z ust prosto na dywan, tworząc już sporą kałużę, którą w pewnych kręgach specjalistów uznanoby za mały staw. Z całą wodną flora i fauną. Na drugim końcu salonu grał cicho telewizor. Widocznie nie spodziewał się gości. Jeden z mężczyzn podszedł, teraz już powoli, do niego i przyłożył mu pistolet do głowy. Nie była to zwykła broń. Mogła zabić lub przynajmniej zranić jak każdy inny pistolet, ale było coś nietypowego w jej wyglądzie. Była duża i nieporęczna. Z jednego końca odchodziła dziwna rura, która prowadziła do pojemnika, trzymanego przez drugiego mężczyznę. Jej lufa rozszerzała ku wylotowi i z kształtu przypominała lejek. Amunicja też była nietypowa, ponieważ stanowiły ją pomarańcze. W czasach Naprawdę Wielkiego Kryzysu, gdy tradycyjne naboje przestano produkować, bo nikomu to się nie opłacało, owoce stały się najlepszym przyjacielem gangstera. Tak samo skuteczne, ale o niebo smaczniejsze. Potrząsnął trochę dziadkiem, aby się obudził. Staruszek powoli otworzył oczy. Po wielu latach pracy dla rodziny wiedział , że nie należy reagować zbyt gwałtownie, gdy poczuję się chłód stali na skroni. Po prostu lepiej poczekać na dalszy ciąg wydarzeń. Jeśli jakiś będzie.

- Pan Korniszone złoży ci teraz osobistą wizytę. Jest to zaszczyt, który spotkał niewielu. Nikogo dwa razy - powiedział jeden z mężczyzn.
- Och, Franek, i ty Staszek, dajcie sobie spokój z tym tekstami. Znam je wszystkie, sporą część sam wymyśliłem - odpowiedział staruszek.
- Ekhm...No tak - Franek widocznie się zakłopotał. Nie był przygotowany na coś takiego. Ludzie zazwyczaj drżeli już od huku wywarzanych drzwi, a ten starzec po prostu to przespał. No nic, trzeba trzymać fason do końca. - Panie Korniszone, droga wolna - zawołał w kierunku drzwi, a raczej tego, co z nich zostało.

Do pokoju weszły trzy kolejne osoby. Franek i Staszek odsunęli się na bok, robiąc im miejsce. Na czele powoli szedł mężczyzna wyglądający na pięćdziesiąt lat. Był lekko otyły, ubrany nienagannie w czarny garnitur, łysiał na czubku głowy. To był sam Witold Korniszone, ojciec najpotężniejszej z rodzin, które panowały w mieście. Po jego lewej szedł nowy współpracownik - Włodzimierz Poszarpany. Nie był pracownikiem, ani podwładnym, lecz właśnie współpracownikiem. Korniszone nie miał wielu współpracowników. Zero to niewiele. Zazwyczaj albo rządził on, albo nikt, co w praktyce oznaczało spalenie domu konkurenta i zapomarańczowanie jego rodziny. Jednak Poszarpany nie był zwykłym człowiekiem, który przyszedł do gabinetu Witolda, aby "ubić interes", co zazwyczaj tłumaczyło się na "zbić majątek i uciec z kraju, abyś w spokoju mógł spłacić moje długi". On naprawdę chciał pomóc prowadzić te najbardziej brudne interesy rodziny. Już dawno temu za cel swojego życia obrał samobójstwo. Jednak przy okazji swojej śmierci chciał na tamten świat (Poszarpany nie był tak wielkim optymistą, aby wierzyć, że jest raj, w który czeka na niego jakikolwiek bóg. Ale gdyby był, to Poszarpany już by się postarał, aby wyjaśnić mu, że nie był zadowolony ze swojego "życia doczesnego") zabrać jak najwięcej postronnych i najlepiej niewinnych osób. Korniszone, tak jak inni trochę się go bał, bo to była bestia w ludzkiej skórze. Lucyfer już dawno musiał zapukać do jego drzwi, paść na kolana i załkać: "Panie, pomysły mi się skończyły. Naucz mnie czegoś nowego". Trochę z tyłu po prawej stronie maszerował syn Korniszone - Michał. Był wysoki, miał czarne krótko strzyżone włosy i nosił garnitur, ale tylko z szacunku dla ojca. Sam nigdy by czegoś takiego nie założył. Większość genów odziedziczył po matce. Ojca przypominał jedynie w sposobie chodzenia. W końcu uczył się tego całymi latami. Stary Korniszone powtarzał, że swobodny chód może pomóc wyjść cało z każdej opresji. Ważne, aby się nie śpieszyć. Do pewnego momentu, bo potem trzeba biec najszybciej jak się da. Dzięki tej prostej zasadzie rodzina zaszła tak daleko. Najpierw trzeba uciekać przed babciami, którym wyrwało się torebkę. Początki zawsze są najbardziej bolesne, szczególnie, jeśli staruszka ma jeszcze wszystkie zęby. Później zwiewa się przed policją i gangami. Następnie, gdy masz własny gang, musisz gonić innych. I wkrótce dochodzisz do momentu, gdy wynajmujesz ludzi, którzy biegają za ciebie. I dlatego to się nazywa mafia (z polskiego mały Fiat). Oczywiście sam też czasami musisz pobiegać, bo tego wymaga szacunek do tradycji.  Korniszone stanął na środku pokoju. Rozglądnął się po pomieszczeniu. Zauważył, że dosłownie pół kroku dzieli go od zanurzenia stopy w stawie. Po tafli wody przepłynęła mała kaczuszka. Wyprostował się i popatrzył spokojnie na starca w fotelu.

- Motke, jak mogłeś mnie tak zawieźć? - powiedział ze spokojem. - Rozumiem, że wykorzystałeś swoją posadę głównego księgowego i ukradłeś mi masę pieniędzy. Tylko głupiec nie wykorzystałby okazji. Jestem pełen podziwu dla wszystkich tych biurokratycznych sztuczek, dzięki którym udało ci się zakamuflować ten występek. Do dzisiaj moi pozostali księgowi nie wiedzą ile pieniędzy sobie przywłaszczyłeś. Naprawdę jestem pełen podziwu dla twoich możliwości...
Motke uśmiechnął się lekko. Znał Korniszone, pracował dla niego przez długie lata, prawie od początku istnienia rodziny. Przez taki czas nawet księgowy musi poznać większość sztuczek i chwytów, które stosują członkowie rodziny na wszystkich szczeblach jej skomplikowanej hierarchii. Wiedział też, że teraz musi paść słowo "ale".
-..., ale dalej popełniałeś same błędy. Powiedz, czy bierzesz mnie za durnia? Czy nie możesz okazać choć odrobiny szacunku po tych wszystkich latach? Dlaczego nawet nie wyjechałeś z miasta? Myślałeś, że jestem za stary, aby cię dopaść? Myślałeś, że nie zauważę zniknięcia kilku milionów złotych? Chociaż przyznaję, że mam trochę słabszy wzrok na starość. Może miałbyś jeszcze tydzień spokoju, gdybyś nie okazał się na tyle bezczelny i nie wynajął do zabezpieczenia tej willi mojej własnej firmy ochroniarskiej. Tylko ułatwiłeś mi zadanie. Powiedz, czym sobie zasłużyłem, że masz o mnie tak złe zdanie?
Starzec uśmiechnął się lekko na moment. Chciał się odezwać, gdy Poszarpany wyjął spod garnituru pistolet i strzelił pomarańczą między oczy Motke. Księgowy nie spodziewał się czegoś takiego. Tak nie powinno być. Tak nigdy nie było. Wszyscy zawsze trzymali się tradycji, a ona nakazywała długich rozmów i jak najmniejszego rozlewu krwi. W tym wypadku też nie było jej wiele. Pomarańcza utknęła głęboko i zatamowała krwotok. Ciało Motke osunęło się powoli na ziemie, po czym wpadło z pluskiem do stawu. Nastała chwila ciszy, którą z pełną premedytacją wykorzystała mucha, aby przelecieć przez pokój i usiąść na samym środku pomarańczy.
- Czemu to zrobiłeś? - zawołał oszołomiony Korniszone. - To...to...to niezgodne z tradycją.
- Być może - odpowiedział Poszarpany. - Jednak zdążyłem zauważyć w jakim kierunku szła ta rozmowa. Zbyt wiele razy byłem obecny przy tego rodzaju pogadankach. On pochwaliłby pana za to, że tak szybko go znaleźliśmy. Później wymiana kilku mało znaczących zdań, aż w końcu pan doceniłby jego talent i zaproponował dalszą pracę u siebie. On oczywiście przyjąłby to z ulgą, być może padł na kolana i przysiągł, że nigdy więcej pana nie oszuka.
- No właśnie! - zawołał Korniszone. - Motke był najlepszy w swoim fachu. Po co miałem go zabijać? Poszarpany tylko westchnął cicho. Skoro to jest najgroźniejszy mafiozo (z polskiego: kierowca małego Fiata) w mieście, to nie chce mieć nic wspólnego z pozostałymi, pomyślał.
- Bo to stary, żydowski księgowy. Zna, a raczej znał, wszystkie pana chwyty i sztuczki. Od początku wiedział, że zechce go pan przyjąć z powrotem. Oszukałby pana poraz drugi, ale tym razem nie znaleźlibyśmy go tak łatwo - powiedział powoli, aby wszyscy, łącznie z synem i ochroniarzami, go zrozumieli. Ta praca to będzie ciężki kawałek chleba, pomyślał. Po chwili namysłu, gdy wszystkie zapadnie w mózgu wpadły w odpowiednie miejsca, Korniszone się odezwał.
- No... dobrze. Niech ci będzie. Ale nadal uważam, że to niezgodne z tradycją. Poza tym nie można ot tak zabijać ludzi! Następnym razem skonsultuj to ze mną.
Już miał ruszyć do wyjścia, gdy na swoim bucie spostrzegł małą kaczkę. Marii na pewno się spodoba, pomyślał. Chwycił ją, wsadził do kieszeni spodni i wyszedł. Pozostali zostali, aby ukryć trupa. Nie minęło pięć minut, gdy dało się słyszeć zduszony okrzyk:
- Ty mała szkarado, jak mogłaś mi zafajdać najlepsze spodnie. Zapłacisz za to! Poszarpany, mam dla ciebie kolejne zadanie!


http://img169.imageshack.us/img169/362/userbar476800ig8.gif

Offline

 

#2 2008-06-26 12:11:12

Caislohen

Grafomańska dusza

12045095
Skąd: Moriand
Zarejestrowany: 2008-04-20
Posty: 329
Punktów :   

Re: Mały Fiat

Cieszę się, że nadal próbujesz swoich sił. Cieszy mnie także fakt, że na forum jednak coś się dzieje.
Rozpoczynam więc zozbebeszać Małego Fiata. Zobaczmy...

dzielnie opierało się nieprzyjaznym wiatrom i deszczom.

Czy nie lepiej byłoby, gdyby zamienić te słowa na coś mocniejszego? Na przykład 'wichrom' i 'ulewom'. Każde drzewo w swoim życiu trwa w wietrze i deszczu, więc jeżeli Twój dąb także wytrzymuje, to nic szczególnego. Lepiej dosadniej podkreślić siłę z jaką zmagało się drzewo.
Zwłaszcza, że potem piszesz:

przetrzymają burze

Jeżeli trawy są w stanie przetrzymać burze, a drzewo tylko deszcz, to co to za drzewo i co za trawa?

burze zdolne powalić najwyższe drzewa

Wcześniej były deszcze, przed którymi chronił się dzielny dąb. Czy nie uważasz, że Twój dąb nie ma się czym chwalić? Trawy się burzy nie boją, ale dąb w całości po deszczu. To jest wyczyn?
Wszystkie wytknięte powyżej błędy nie są rażące, lecz dopracowane - mogłyby bardziej ilustrować to, co chcesz przekazać. Musisz po prostu poz(a)mieniać i wszystko powinno być dobrze.

z rozpędem otworzyli następne drzwi. Słowo "otworzyli" należy przyjąć z dużą umownością.

A nie lepiej napisać od razu, wyważyli, wyłamali, roztrzaskali kolejne drzwi? Ja już się zdenerwowałem, bo nie wiem, jak można otworzyć drzwi z rozpędu (też zależy jakie) - a tu zdanie - "należy przyjąć...". I to jeszcze w następnym wersie. Już myślałem, że robisz z Czytelnika głupka, któremu można powiedzieć to i to, a on uwierzy. Dobrze, że jest zdanie tłumaczące, ale nie wiem, czy jest sens komplikować sprawę z "otwarciem" drzwi, a potem bawić się w tłumacza.

kałużę, którą w pewnych kręgach specjalistów uznanoby za mały staw.

W kręgu jeszcze innych specjalistów - nie potrzebne są takie detale. Akcja, akcja, ma być. A ty, za przeproszeniem, ---- o jakiś specjalistach, kałużach czy stawach. Po co to komu?
A, jeszcze jedno - nie wiem, czy mam rację, ale wydaje mi się, że powinno być "uznano by", a nie "uznanoby".

Na drugim końcu salonu grał cicho telewizor. Widocznie nie spodziewał się gości.

Pewnie się nie spodziewał, bo gdyby tak było - to by grał głośniej, aby 'panowie od drzwi' mogli dosłyszeć.

Jeden z mężczyzn podszedł, teraz już powoli, do niego i przyłożył mu pistolet do głowy.

Przypomniał mi się film 'Smacznego telewizorku'. Też bym przyłożył swojemy telewizorowi pistolet do głowy i strzelił ze słowami: "Spieprzaj dziadu".
No ale jak to zrobić? Autorze, jeżeli wiesz, wytłumacz...

Potrząsnął trochę dziadkiem

Po wyczerpujących wytłumaczeniach o amunicji, przydał by się podmiot, bo trudno się domyślić, a Czytelnik nie będzie wracał, żeby przeczytać jeszcze raz.

lekko otyły

Lepiej trochę. Lekkość i otyłość nie ma nic wspólnego, a użycie słówka 'lekko' jest kolokwialne.

nowy współpracownik - Włodzimierz Poszarpany. Nie był pracownikiem

No to pracownik czy nie, w końcu? Chyba, że wymyśliłeś, że współpracownik, to już nie pracownik.

lecz właśnie współpracownikiem

No to właśnie pracownik, tylko pracujący wraz z kimś. Nie komplikuj sprawy swoimi wywodami na temat 'niepracownikowego' współpracownika. Nie widzę w tym sensu.

chciał na tamten świat (Poszarpany nie był tak wielkim optymistą, aby wierzyć, że jest raj, w który czeka na niego jakikolwiek bóg. Ale gdyby był, to Poszarpany już by się postarał, aby wyjaśnić mu, że nie był zadowolony ze swojego "życia doczesnego") zabrać jak najwięcej postronnych

Rozbudowany ten nawias. Nie lepiej byłoby zrobić z tego zwykłe zdania? Takie wtrącenia wytrącają z równowagi.

od zanurzenia stopy w stawie

I to po to był ten staw 'glutów' z ust?

Po tafli wody

Czego? To co kapało dziadkowi z ust? Woda czy ślina?

przepłynęła mała kaczuszka. Wyprostował się i popatrzył spokojnie na starca w fotelu.

Jeżeli kaczuszka, to -wyprostowała i popatrzała, a jak wyprostował i popatrzył - to tylko kaczuszek. A może ktoś inny się prostował i patrzał?

- Motke, jak mogłeś mnie tak zawieźć? - powiedział ze spokojem.

Kto?

Korniszone

Bardziej - Korniszone'a, ale może nie mam racji?

Chciał się odezwać, gdy Poszarpany wyjął spod garnituru pistolet i strzelił pomarańczą między oczy Motke.

W tym samym momencie, gdy ktoś dostaje, nawet pomarańczą, w głowę, a tym bardziej między oczy, to nie ma czasu, aby pomyśleć, że chciałoby się jeszcze pogadać. Zamiast 'gdy' lepiej wrzucić coś innego - może 'zanim' lub (co wydaje mi się najodpowiedniejsze) 'lecz'.

No właśnie! - zawołał Korniszone. - Motke był najlepszy w swoim fachu. Po co miałem go zabijać? Poszarpany tylko westchnął cicho. Skoro to jest najgroźniejszy mafiozo (z polskiego: kierowca małego Fiata) w mieście, to nie chce mieć nic wspólnego z pozostałymi, pomyślał.

Brak odpowiedniej interpunkcji. Z powyższego wynika, że wszystko wypowiada Korniszone, a przecież tak nie jest.

poraz

Spacja - po raz.

Pozostali zostali

Dobrze, że nie napisałeś "pozostali pozostali...". Lepiej wystrzegać się takich homonimów.

No i koniec. Powiem tak - znów mi się nie podobało. Starałeś się napisać coś śmiesznego, zabawnego, ale nie wyszło Ci. Mnie bawiły jedynie Twoje błędy, nic poza tym.
Ale muszę powiedzieć jedno - idzie Ci trochę lepiej. Pisz i pisz, a może wkońcu coś wyjdzie spod Twojego pióra na prawdę dobrego. Jak na razie piszesz naiwne teksty o niczym ze sporą ilością błędów logicznych i wewnętrznych sprzeczności. Nic się nie trzyma całości.
Na początku było dobrze, lecz potem wszystko spadało, aż w końcu rozbiło się o dno. A powinno być na odwrót.
Napisz coś innego, co nie ma ukrytych znaczeń, alegorii czy czegokolwiek podobnego. Napisz prosty tekst, lecz z potencjałem, jakimś pomysłem. Potem niech sobie poleży gdzieś jakiś czas, nawet nie waż się go ruszać. Pozwól emocjom opaść, twórczej euforii odejść, by Ci nie przeszkadzała. Po pewnym czasie sprawdź to co spłodziłeś i wstaw na forum.


Jeśli coś jest niejasnego, chcesz o coś zapytać - dowiedzieć dlaczego się przyczepiłem - pisz.


A'iere! Elenia Nu Lauriel || Lauriel Ainia Nu viel

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plgrzejniki purmo we wrocławiu Hologramy na legitymacje psycholog Piła